Nikt nie ma już wątpliwości – Microsoft ma świetną passę. Można śmiało powiedzieć, że zarówno pod względem finansowym, jak i pozycji na najważniejszych rynkach IT jest (znów) u szczytu swej potęgi. Dysponujemy już najnowszym sprawozdaniem finansowym korporacji, która – jak zawsze w przypadku takiego kolosa – jest papierkiem lakmusowym dla całej branży. Jakie wieści ma dla nas Satya Nadella?
Azure rośnie w silę
Trudno mówić o zaskoczeniu – Microsoft jest coraz bogatszy, zaś produkty kierowane na rynek konsumencki coraz mniej istotne. Zacznijmy od liczb, a trzeba przyznać, że te robią wrażenie. Drugi kwartał fiskalny Microsoft zakończył z 32,5 mld dolarów przychodu, a zatem o 12% więcej niż w analogicznym okresie w poprzednim roku fiskalnym. Wyniki są zgodne z oczekiwaniami inwestorów, nie jest także żadnym zaskoczeniem, że to nie Windows czy produkty kierowane na rynek konsumencki stoją za wzrostami, lecz dostarczanie usług chmurowych. W porównaniu z zeszłym rokiem fiskalnym, przychody z Azure wzrosły o 76%. Pozostałe usługi serwerowe, łącznie z Intelligent Cloud, odnotowały wzrosty o 24%. Nic zatem dziwnego, że coraz więcej mówi się o ogromnych skalowalnych usługach serwerowych, a coraz mniej o oprogramowaniu, z którego na co dzień korzysta część z nas.
Co ciekawe, relatywnie duży wzrost przychodów wygenerowała także sprzedaż urządzeń z rodziny Surface, choć należy wziąć tu kilka ważnych czynników – po pierwsze, jej powiększenie się i zwiększenie dostępności kosztownych urządzeń, Surface Studio. Po drugie, łatwiej rośnie się, gdy jest się małym – mimo że przychód z Surface’ów wzrósł rok do roku o 39%, to wciąż nijak się to ma do zysków, jakich dostarcza Microsoftowi Azure. Nie sposób pominąć także pakietu Office oraz programów z rodziny Dynamics, które w minionym kwartale fiskalnym przyniosły Microsoftowi kolejno 13 i 10,1 mld dolarów przychodu.
Przychody z Windowsa i rynku PC w dół
Windows… w tym aspekcie niestety Microsoft nie ma się czym chwalić. Przychody z najpopularniejszego systemu operacyjnego świata zmalały rok do roku o 5%. Jest to poniekąd rezultatem przyjętego cyklu wydawniczego, nie kupujemy już nowych wersji, lecz aktualizujemy Windowsa bezpłatnie. Przynajmniej na razie, nie brakuje bowiem plotek, że w niedalekiej przyszłości Microsoft wprowadzi stałą opłatę abonamentową, co byłoby lekiem na malejące przychody. Już teraz budzi to sporo wątpliwości – czy za Windowsa będziemy płacić wielokrotnie, podczas zakupu sprzętu i co miesiąc? Nawet najzagorzalsi użytkownicy, biorąc pod uwagę liczne i poważne wpadki z aktualizacjami, mogą się wówczas zastanawiać, czy produkt Microsoftu naprawdę jest wart swojej ceny.
Ale „problemy” (czy raczej dysproporcja pomiędzy gigantycznymi wzrostami Azure i niewielkim spadkiem Windowsa) nie są wyłącznie problemami Microsoftu, są problemami całej branży, szczególnie zaś producentów pecetów. Porównanie sprzedaży komputerów stacjonarnych, laptopów i stacji roboczych w czwartym kwartale zeszłego roku do sytuacji z roku 2017 daje niezły ogląd na cokolwiek dramatyczną sytuację – sprzedaż pecetów na rynku konsumenckim skurczyła się o ponad 10%! Microsoft otwarcie stwierdza, że rynek konsumencki jest słabszy, niż zakładano w prognozach, co ma pozostawać w związku z ograniczeniami dostaw układów Intela.
Nie ma tego złego
Nie ma wątpliwości, że za rządów Satyi Nadelli w Microsofcie zaszły ogromne zmiany, o którym zresztą pisaliśmy choćby w kontekście adaptacji Pythona wśród zatrudnianych przez korporację programistów. Zmiany wewnętrzne idą w parze ze zmianami biznesowymi. Choć nie brakuje głosów, że jest to tylko zagrywka wizerunkowa, Microsoft szefowany przez Steve’a Ballmera i uważający Linuksa za całkowite zło zmienił się się w Microsoft Nadelli, który udostępnia kod swojego oprogramowania i zrzeka się patentów.
Rządy Ballmera i Nadelli różnią się także modelem biznesowym – dzisiejszy Microsoft to korporacja dostarczająca usługi przede wszystkim na poziomie enterprise. Nie brakuje opinii, że w ten sposób na rynku konsumenckim pozostaje próżnia, a przecież nie brakuje chętnych, by ją wypełnić. Na ograniczonej dostawie procesorów x86 zyskały laptopy z Chrome OS-em wyposażone w układy o architekturze ARM. To zaś znów rodzi pytanie – czy Chrome OS ma szansę być Linuksem dla mas, który zbuduje swoją bazę użytkowników na osieroconych przez Microsoft użytkownikach Windowsa?
Apple stoi dziś tam, gdzie kiedyś stał Microsoft?
Warto pamiętać, że w stawce o globalny rynek konsumencki jest jeszcze jeden gracz – Apple. W tym kontekście szczególnie ciekawie wypadają spostrzeżenia Surura Davidsa, redaktora naczelnego MSPowerUser, który porównuje aktualną sytuację Apple z realiami Microsoftu sprzed dwudziestu lat. Korporacja Tima Cooka jest dziś tak samo uzależniona od wyników sprzedaży iPhone'ów, jak Microsoft od sprzedaży Windowsa dwie dekady temu. Satya Nadella odwrócił proporcje, co potwierdza ponad niemal 80-procentowy wzrost przychodów z Azure. Jak ma zamiar odwrócić je Apple?
Dwadzieścia lat temu to Microsoft był najwyżej wycenianą korporacją, nie Apple. A następnie zaczął tonąć. Po fundamentalnych zmianach odbił się od dna i pod koniec zeszłego roku był już wart tyle, co Apple. Znajdujemy się w bardzo ciekawym momencie dla całego rynku konsumenckiego – Microsoft przenosi się niemal w całości na poziom biznesowy, Apple zjada własny ogon, odnotowując kiepskie wyniki sprzedażowe na rynku konsumenckim, a wszystko to w czasie, gdy rynek pecetów kurczy się z roku na rok o 1/10. Czy jest tu miejsce na nową siłę? A może czekają nas lata stagnacji taktowane półrocznym interwałem wydań Windowsa 10?