Urządzenia z Chrome OS-em są na polskim rynku w zasadzie nieobecne. Poza nieliczną grupką entuzjastów, która zdążyła nabyć swoje chromebooki w czasach, gdy jeszcze pojawiały się one na sklepowych połach, system (wraz z urządzeniami) uchodzi pogardliwie za rozbudowaną instancję przeglądarki Chrome. Ale w Chrome OS-ie bardzo wiele się zmienia i dziś nie ma już wątpliwości, że jest to przedsięwzięcie znaczniej ambitniejsze.
Chrome OS – nieśpieszna ewolucja
Choć trudno w to uwierzyć, od premiery Chrome OS-a minie w przyszłym roku 10 lat. Jak na system operacyjny nie jest to szczególnie dużo, ale warto zwrócić uwagę na ważny aspekt rozwoju Chrome OS-a. Jego cykl wydawniczy jest wyjątkowo mało efektowny. Drobne, często wręcz niezauważalne, nowości pojawiają się w nim co kilka tygodni, brakuje dużych wydań i spektakularnych nowości. Zamiast tego mamy skrupulatnie realizowaną od niemal dekady metodę małych kroków.
Ta zaprowadziła Chrome OS-a całkiem daleko. To że Google nie ogłasza wszem wobec co kilka lat gruntowanych zmian nie oznacza, że system stoi w miejscu. Wręcz przeciwnie. Jeśli w 2010 roku rzeczywiście Chrome OS-a można było złośliwie określać mianem rozbudowanej przeglądarki, tak dziś staje się on miejscem, gdzie spotyka się Chrome, Linux i Android – trzy potęgi, z których każda daje coś od siebie. Czy właśnie tą hybrydową drogą będzie podążać Google?
Na to wygląda. Wystarczy wziąć pod uwagę nowości zaprezentowane (z reguły wciąż w wersjach testowych) w Chrome OS-ie w ciągu minionego roku, by zauważyć, że coraz więcej oferuje on w zakresie obsługi oprogramowania linuksowego oraz stricte androidowego. Od dawna już Chrome OS nieźle radzi sobie z obsługą Google Play, a to oznacza jedno – dostęp do najbogatszego (choć mocno zaśmieconego) sklepu z oprogramowaniem. System, który miał być rozbudowaną przeglądarką nagle zyskał dostęp do repozytorium, o którym pomarzyć może Microsoft.
Debian Advanced Package Tool już jest
Chrome OS wykorzystuje różne wersje jądra Linux w zależności od urządzenia – najstarsze wydania bazują na Linuksie 3.10, najnowsze na 4.4. Na wszystkich urządzeniach z Chrome OS-em 69, które posiadają jądro w wersji 3.14 i nowszej uruchamiać można oprogramowanie linuksowe. Bez przeszkód można za pomocą apt-get instalować dowolne oprogramowanie, graficzne i konsolowe. W pierwszym przypadku skrót pojawia się w standardowy sposób na launcherze. Można nawet zainstalować któryś z graficznych menedżerów oprogramowania.
Możliwości te zostały chwilowo wycofane w Chrome OS-ie 70, ale to dopiero początek drogi. Linuksowe oprogramowanie lada moment wróci na system Google i to w postaci bardziej lekkostrawnej dla niezaawansowanych użytkowników. Nie trzeba już będzie własnoręcznie włączać Terminala i obsługiwać go – obsługa apt-get
i przeglądanie zawartości repozytoriów obywać się będzie z poziomu launchera. Docelowo do instalacji linuksowego oprogramowania na Chrome OS-ie wystarczy rozpoczęcie wpisywanie jego nazwy w launcherze. Czy można prościej?
Być może nie i tego samego zdania jest sam Linus Torvalds. W rozmowie, w której wspomniał o problemach, jakie powoduje fragmentacja Linuksa, poruszył on także kwestię Chrome OS-a. Docenił dostępność Debian Advanced Package Tool, zaś zapytany, czy to właśnie system rozwijany przez Google może być taką warstwą kompatybilności w sfragmentaryzowanym światku Linuksa, Torvalds stwierdził, że nie wyklucza takiej możliwości. Stwierdził nawet, że pewnie mógłby korzystać z Chrome OS-a, gdyby ten umożliwiał testowanie jądra.
Problemem Chrome OS-a jest... Google?
Niewykluczone, że Chrome OS już dziś ma wszystko, by stać się Linuksem dla mas: obsługuje aplikacje Google Play, gro potężnych narzędzi z repozytoriów Linuksa (łącznie z narzędziami deweloperskimi), jest tak user-friendly, jak to tylko możliwe, a w dodatku doskonale radzi sobie architekturą ARM, która po tym, jak zdominowała SoC-i, prędzej czy później najpewniej wyprze x86 także na pulpitach. W czym zatem może tkwić ograniczenie? Dlaczego Chrome OS to wciąż taka nisza?
Problemem może być… Google! Korporacja od lat forsuje model sprzedawania nie Chrome OS-a, lecz urządzeń z Chrome OS-em. Powstało w ten sposób kilka nowych klas sprzętu: chromebooki, chromboksy, miniPC z Chrome OS-em, ale podbić serc mas się nie udało. Jeżeli ktoś chce przetestować Chrome OS-a to może uruchomić system budowany na Chromium na maszynie wirtualnej lub „metalu”. Problem w tym, że z reguły takie kombinacje odbywają się z leciwymi wydaniami systemu, które nie obsługują jeszcze ani Google Play, ani (wygodnie) apt-get.
Niewykluczone zatem, że największą przeszkodą w popularyzacji Chrome OS-a nie są wcale ograniczenia techniczne, ale biznesowe, powiązane z modelem dystrybucji. Tajemnicą poliszynela jest, że Google chce być na wzór Apple dostawcą i sprzętu i zainstalowanego na nim oprogramowania. Szkoda, że skorzystają z tego, podobnie jak ze smartfonów, tabletów i laptopów Pixel, nieliczni.