To już niemal pewne, że w przyszłym roku Google zdecyduje się wprowadzić nowy manifest rozszerzeń dla Chromium, co przez wielu jest traktowane jako zamach na wolność wyboru w zakresie tego, co wyświetlają nasze przeglądarki, a czego nie. Wielokrotnie na naszym blogu wspominaliśmy, że jedyną liczącą się dziś konkurencją jest oparty na autorskich silnikach Firefox, któremu jednak pod względem popularności sporo brakuje do wyników z czasów, gdy na zasłużoną emeryturę odsyłany był Internet Explorer.
Wielu użytkowników coraz chętniej spogląda natomiast w stronę programu, który pozostaje z Firefoksem w pewnym sensie spowinowacony. Mowa o Bravie, którego z dokonaniami Mozilli łączy przecież postać Brendana Eicha, ojca nie tylko dwóch udanych przeglądarek, ale także twórcy JavaScript. Dziś Eich w całości zaangażowany jest w rozwój budowanego na bazie Chromium Brave’a. Przeglądarka z lwem w logo przyciąga uwagę nietuzinkowym modelem biznesowym, natywnym blokerem reklam i skryptów śledzących i zapowiedziami sprzeciwu wobec implementacji nowego manifestu.
Wygląda na to, że wypadkowa tych elementów zaczyna przekonywać coraz większe grono użytkowników, o czym twórcy Brave’a poinformowali na blogu przeglądarki. 13 listopada opublikowana została pierwsza stabilna wersja programu, co mogło wydawać się formalnością, ale w praktyce okazało się dla twórców Brave’a nie lada powodem do dumy. W październiku przeglądarka mogła się poszczycić 8,7 mln aktywnych użytkowników, jednak po premierze wersji stabilnej liczba ta znacznie wzrosła i pod koniec listopada wynosiła już 10,4 mln.
W ciągu zaledwie miesiąca przeglądarka budowana nieco w opozycji do zakusów Google na wszystkich systemach operacyjnych uzyskała więc wzrost aktywnych użytkowników na poziomie 19%. Oczywiście z perspektywy hegemonii Chrome wyniki na poziomie 10 mln użytkowników wypadają wręcz śmiesznie, ale z całą pewnością nie można powiedzieć, że najnowsza propozycja Brendana Eicha nie cieszy się zainteresowaniem. Dla porównania: z Firefoksa korzysta co miesiąc około 240 mln użytkowników. Niestety, liczba ta konsekwentnie maleje.
Czy zatem Brave ma szansę wyrosnąć na udany zamiennik dla Chrome’a? Pod względem technicznym już teraz nim jest. Również innowacyjny pomysł zarabiania na oglądaniu reklam przez użytkowników i możliwości wspierania napiwkami dostawców treści wydaje się być kuszący. Problemem Brave’a, z którym nigdy nie będzie się borykał Firefox, jest jednak wspomniany już nowy manifest rozszerzeń Chromium oraz, szerzej, wpływy Google. W teorii ekipa pod przewodnictwem Eicha zapowiedziała, że nie ma zamiaru implementować zmian. Ale czy w praktyce ma w ogóle wybór?
Trudno powiedzieć, w jaki dokładnie sposób twórcy Brave’a chcą opierać się woli Google. Oczywiście mogą sforkować Chromium i na tej podstawie niezależnie budować swoją przeglądarkę, ale odgrodzą się wówczas od nowości i optymalizacji opracowywanych przez Google. W teorii mogą także modyfikować kod tak, aby korzystać z wcześniejszej wersji manifestu dopuszczającej instalację adblokerów wykorzystujących webRequest API. Oczywiście zakładając, że Google nie wyrzuci ich wszystkich zbiorczo a Chrome Web Store.
Jedno jest pewne: niezależnie od dynamiki wzrostu zainteresowania Bravem, Mozilla nigdy nie będzie się musiała podobnymi problemami przejmować i pozostaje dziś jedyną liczącą się przeglądarką niezależną od Google. To niestety, podobnie jak witane na ogół entuzjastycznie zdecydowane działania w zakresie ochrony prywatności użytkowników, nie znajduje na razie odzwierciedlenia we większym zainteresowaniu użytkowników. Tendencja może się jednak bardzo szybko zmienić, gdy ci nagle zdadzą sobie sprawę, że ich ulubione adblokery przestały działać.