Widać, że kwestia coraz większej ingerencji Google w to, co i jak wyświetlane jest w przeglądarce Chromium, nie przechodzi bez echa. Wczoraj sympatię wielu internautów zaskarbiła sobie Mozilla, wszystko za sprawą konfrontacyjnej strategii domyślnie włączonego trybu rozszerzonej ochrony przed śledzeniem. Działania Google budzą konsternację także w obozie twórców przeglądarek opartych na silniki znane z Chromium, np. Vivaldiego.
Nic dziwnego, że sprawa nabiera coraz większego rozgłosu. Google w ciągu zaledwie kilkunastu tygodni podjęło szereg decyzji, które pokazują, że korporacja chce mieć pełnię władzy nad tym, co wyświetla zdecydowana większość współczesnych przeglądarek. Najpierw zapowiedziano zmiany w manifeście rozszerzeń, które uniemożliwią działanie wielu popularnych dodatków blokujących treści, następnie prawo wyjątku przyznano użytkownikom biznesowym, a w ostatnim czasie ogłoszono czystki w Chrome Web Store.
Sytuacja nie byłaby tak niebezpieczna jeszcze 10 lat temu, kiedy rynek przeglądarek był znacznie bardziej zróżnicowany i w zasadzie każdy program z czołówki stawki wykorzystywał autorskie silniki. Dziś, w czasach totalnej chromizacji rynku przeglądarek internetowych, słowo Google jest prawem. Korporacja posiada ogromną władzę nad tym, w jakim kierunku rozwijany jest nie tylko Chrome, ale także (a może przede wszystkim) Chromium, a na placu boju pozostał już tak naprawdę tylko Firefox.
Niewiele wiemy o tym, jakie reakcje budzą decyzje Google np. w obozie Opery, ale oświadczenie w sprawie zmian w manifeście rozszerzeń opublikował Petter Nilsen, jeden z programistów rozwijających przeglądarkę Vivaldi. Ta ma zresztą długą tradycją konfliktów z Google, o czym pisaliśmy przy okazji doniesień o rzekomym sabotowaniu przez Google prac nad program Metastream. Według Jona von Tetzchnera, założyciela Vivladiego, Google nie uwzględniało jego przeglądarki w Google Analytics, następnie zawieszono jego konto w Google AdWords.
Nie jest zatem wielkim zaskoczeniem, ze Vivaldi odważnie deklaruje sprzeciw wobec planowanych przez Google zmian w manifeście rozszerzeń do Chromium. Twórców zupełnie nie przekonuje argumentacja dotycząca rzekomego spowalniania pracy przeglądarki i narażania na szwank bezpieczeństwa przez webRequest API. Trudno zresztą nadal traktować tę argumentację poważnie po decyzji Google o pozostawieniu API w przeglądarce, ale na wyłączność klientów enterprise. Co więc proponują twórcy Vivaldiego swoim obecnym i potencjalnym użytkownikom?
Vivaldi rozważa przywrócenie obsługi webRequest API, co jednak nie będzie możliwe, jeśli Google zdecyduje się na jego całkowite wycięcie z Chromium. Nilsen deklaruje, że w pracach nad Vivaldim zdarzały się już przypadki przywracania porzuconych funkcji z Chromium. Jeżeli jednak Google całkowicie pozbędzie się API i nie dostarczy rozsądnego zamiennika, Vivladi rozważy uruchomienie własnego sklepu z rozszerzeniami z zawartością ograniczającą się do brakujących dodatków.