Niektórzy czekają na nadejście mitycznego roku jak na ragnarök. Tajemnicą poliszynela jest jednak, że nie rok, lecz era Linuksa trwa już od dłuższego czasu. Gdzie nie spojrzeć, tam mamy do czynienia z tą czy inną dystrybucją lub wariacją na temat linuksowego jądra. Aby się o tym przekonać wystarczy sięgnąć do kieszeni, po smartfon z Androidem. Gadżety to jedno, a ogromna skalowalna infrastruktura sieciowa to drugie. Na serwerach i innych poważniejszych zastosowaniach także niepodzielnie rządzi Linux i to nie od wczoraj. Dlaczego zatem z takim trudem przychodzi nam zrozumienie, że żarty o roku Linuksa mają zdecydowanie zbyt długą brodę na to, by powtarzać je w 2018 roku?
Problemem Linuksa jest pluralizm?
Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna – desktop. Udziały dystrybucji Linuksa na rynku komputerów osobistych ocenia się na 3-5%, najbardziej optymistyczne szacunki mówią zaś o 8%. Linux ma na pulpitach do zaoferowania coraz więcej (w kwestii rozrywki w ciągu ostatnich lat naprawdę wiele zmienił tu np. Vulkan), środowiska graficzne nie tylko pięknieją z wydania na wydanie, ale także potrafią być równie przystępne dla niezaawansowanego użytkownika, co konfigurowalne. Szczęściem w nieszczęściu jest także Electron – co prawda każda kolejna instancja Chrome’a obciąża system, ale mniej zaawansowani mogą bez problemu korzystać ze swoich ulubionych mediów społecznościowych, gdyż to właśnie w Electronie powstaje mnóstwo nieoficjalnych klientów i portów. Wszystko na nic, rynek komputerów osobistych w domach niezaawansowanych użytkowników to dla linuksowej społeczności terra incognita.
W ostatnim czasie wypowiedział się na ten temat sam guru, Linus Torvalds. Jakiś czas temu wrócił on z urlopu, podczas którego miał między innymi doskonalić swoje umiejętności interpersonalne. Być może dlatego tak łagodnie obszedł się z Swapnilem Bhartiyą, popularnym youtuberem przygotowującym materiały na temat oprogramowania Open Source. Swapnil zapytał Torvaldsa właśnie o Linuksa na pulpitach – co sprawia, że system tak wszechstronny, znajdujący zastosowanie w niemal każdym scenariuszu i na każdym sprzęcie, tak kiepsko radzi sobie na komputerach osobistych. Twórca jądra podszedł do tej kwestii bardzo poważnie i pozwolił sobie na rozważania, które dla wielu miłośników Linuksa oraz otwartego i wolnego oprogramowania będą co najmniej zaskakujące.
Wciąż chciałbym, abyśmy byli lepsi w pracach nad ustandaryzowanym pulpitem dla wszystkich dystrybucji. Są tutaj pewne postępy, ale to przecież nie kwestia jądra. Moim osobistym zmartwieniem jest fragmentacja powodowana przez różnych dostawców.
Torvalds dostrzega światełko w tunelu i jako świetny przykład tego, że Linux radzi sobie ze standaryzacją na pecetach coraz lepiej maja być popularyzacja flatpaków – trzeba przyznać, że jest to coraz powszechniejszy sposób na dystrybucję oprogramowania spoza repozytoriów, jednak – jak to bywa w linuksowym świecie – tam, gdzie jedni mówią „a”, drudzy mówią „b”. Flatpak co prawda ma się dobrze, jednak z drugiej strony mamy Canonicala, który przeznacza sporo środków w rozwój i promocję paczek snap. Stanowi to doskonały przejaw problemu, o którym mówi Torvalds – nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Linux na pulpitach byłby popularniejszy, gdyby więcej robiono dla standaryzacji komponentów systemowych.
Popularność Linuksa na PC to wciąż kwestia lat
Ten pogląd jest będzie jednak niepopularny wśród tych członków społeczności, którzy potencjał Open Source i Linuksa widzą w pluralizmie. Standaryzacja niezbyt idzie w parze z wolnością wyboru, jaką dziś mogą się cieszyć użytkownicy Linuksa. Z drugiej zaś strony Torvalds nie nawołuje do porzucenia prac nad licznymi dystrybucjami i skupienia się na jednej, kompletnej, która będzie miała wszystko, czego potrzeba, żeby podbić ostatni bastion, jakimi są pecety. Wręcz przeciwnie, zwraca raczej uwagę na to, że potrzebna jest jakaś warstwa kompatybilności, porządek w tym, jak dystrybucje radzą sobie na przykład z zarządzaniem oprogramowaniem, plikami. Sprawie nie pomaga to, że środowiska graficzne z reguły dostarczają własne autorskie aplikacje systemowe – np. Xapps czy KDE Applications, nie bacząc na to, jak udane są to programy.
Kolejnym zaskoczeniem może być entuzjazm, z jakim Linus Torvalds odnosi się do Chrome OS-a i chromebooków jako klasy sprzętu. Pytany przez Bhartiyę o to, czy to właśnie komputery i system rozwijane przez Google mogą być taką warstwą kompatybilności, Linus stwierdził, że nie wyklucza takiej możliwości, oraz że pewnie mógłby korzystać z Chrome OS-a, gdyby ten umożliwiał testowanie jądra. Nawet jeśli chromebooki zdobędą większą popularność, to sukces Linuksa na desktopach to wciąż kwestia, która stoi pod wielkim znakiem zapytania. Jak podsumowuje sam Torvalds – Wciąż jestem nastawiony optymistycznie, ale minęło już 25 lat, więc zajmie to co najmniej kilka kolejnych. Rozmowę Swapnil Bhartiyi z Linusem Torvaldsem można obejrzeć poniżej.