Świat Open Source zmienia się na naszych oczach. I to w wielu różnych aspektach. Jednym z nich mogą być zmiany w kwestii kluczowej, a zatem powstawanie nowych licencji, które mają stanowić odpowiedź na praktyki dostawców usług chmurowych. Budzą one obawy, że twórcy oprogramowania w ochronie własnych interesów będą rezygnować z kolejnych punktów Open Source Definition. Kolejną płaszczyzną zmian zdaje się być jednak obyczajowość, o czym przekonał się ostatnio Richard M. Stallman, a teraz także Eric S. Raymond.
RSM przetarł szlaki
Przez dekady Open Source było ostoją ludzi o umiarkowanie popularnych w mainstreamie poglądach, m.in. anarchistów, komunistów czy zdecydowanych przeciwników bieżących form kapitalizmu. Łączyła ich często niechęć wobec umacniającego się ładu społecznego dyktowanego przez globalne korporacje, jak i ram obyczajowych, w których mieści się życie przedstawiciela klasy średniej cywilizacji zachodniej. Przekonał się o tym Stallman, który w związku z wyrażeniem przekonania o niewinności swojego nieżyjącego kolegi oskarżanego o napastowanie seksualne został zmuszony do rezygnacji z pracy na MIT i na rzecz Free Software Foundation. Sprawę tę poruszaliśmy na łamach naszego bloga wielokrotnie.
Wygląda na to, że to tylko jeden z przykładów zmian obyczajowych zachodzących w szeregach organizacji skupionych wokół wolnego oprogramowania. Kolejny stanowi przypadek Erica S. Raymonda, autora słynnej pracy „Katedra i bazar” i od dekad jednej z czołowych postaci open source. Raymond poinformował na łamach swojego bloga, że został wyrzucony z Open Source Initiative, której zresztą jest współzałożycielem. OSI po latach wciąż pełni bardzo ważną funkcję, co było kluczowe dla twórców wspomnianych nowych licencji. OSI zatwierdza lub odrzuca zgodność jakiejś licencji na podstawie interpretacji dziesięciopunktowej definicji otwartego oprogramowania. To właśnie jej 5. i 6. punkt był punktem zapalnym pomiędzy OSI a Raymondem.
Prawo do bycia nieuprzejmym
Przyczyną wyrzucenia Erica S. Raymonda z Open Source Initiative była „zbytnia retoryczna gwałtowność w sprzeciwianiu się próbom obalenia punktów 5. i 6. definicji otwartego oprogramowania”, jak ujmuje to sam zainteresowany. Nie ma on wątpliwości, ze jest to przejaw zbytniej biurokratyzacji OSI i przywołuje nawet cytat z Roberta Conquesta, historyka specjalizującego się w historii ZSRR: „zachowanie każdej biurokratycznej organizacji może być zrozumiane najlepiej, jeśli założymy, że jest ona kontrolowana przez sekretną sitwę wrogów tej organizacji”. Trzeba zatem przyznać, że ESR wytoczył przeciwko OSI, której zresztą przez wiele lat był prezesem, ciężkie działa.
Zobacz też: Linus Torvalds – nawrócenie obrazoburcy?
W dalszej części wywodu Raymond nie pozostawia suchej nitki na kulturze, która na ostracyzm skazuje osoby niemiłe, gdyż życzą sobie tego „samozwańczy milicjanci tonu wypowiedzi”. Raymond zachęca także, by wygłaszać poparcie dla „prawa do bycia niemiłym”, np. dołączając do Open Source Initiative. Wygląda jednak, że apelami blaknącej gwiazdy ESR-a przejęło się niewielu, podobnie zresztą jak przypadek Richarda Stallmana wzbudził głównie oburzenie w sekcjach komentarzy, co nie przełożyło się na żadne konkretne działania. Nie będzie wiele przesady w twierdzeniu, że świat Open Source pozbywa się swoich coraz bardziej oddalających się od zeitgeista ojców. Pozostaje tylko zadać pytanie: kto traci na tym bardziej?
Zobacz też: To koniec Richarda Stallmana. Polityczna poprawność nie oszczędziła twórcy GNU