Sprawa Jeffreya Epsteina i jego śmierci w ciągu ostatnich tygodniach trafiła na łamy każdego szanującego się mainstreamowego medium, znacznie wykraczając przy tym poza krąg zainteresowania wyłącznie amerykańskiej publiki. Nic dziwnego, dawno już nie mieliśmy do czynienia z tak dużym gronem szczerze powątpiewających w oficjalną wersję wydarzeń, według której Epstein samotnie popełnił samobójstwa w celi. Niespodziewanie jednak wątek ten rykoszetem trafił w świat Open Source. A dokładniej w samo jego serce, Richarda Stallmana.
Stallman reyzgnuje
Powiedzieć o Stallmanie, że to ojciec chrzestny Open Source to nic nie powiedzieć. Lista jego zasług jest na tyle długa i powszechnie znana, że jej wypunktowywanie w tej chwili nie ma większego sensu. Warto jednak przytoczyć jego wypowiedzi wiążące go pośrednio i niespodziewanie ze sprawą Jeffreya Epsteina oraz zapewne wcześniejsze, dotyczące pedofilli per se, gdyż miały one bezpośredni wpływ na rezygnację z Stallmana z piastowanej od lat funkcji prezesa Free Software Foundation. Twórca GNU zdecydował ponadto, że zrezygnuje ze stanowiska piastowanego na MIT oraz w organizacji charytatywnej Software Freedom Conservancy.
Co właściwie się stało?
Co łączy (a w zasadzie połączyło) sprawę Jeffreya Epsteina i losy Stallmana? Postać Marvina Minsky’ego, kognitywisty, filozofa umysłu, najbardziej znanego z wkładu w badania nad sztuczną inteligencją, współzałożyciela laboratorium SI przy Massachusetts Institute of Technology. Nazwisko Minsky’ego padło w opisie wydarzenia, marszu, podczas którego studenci MIT mieli wyrazić sprzeciw wobec kierownictwa uczelni. Wysoko postawieni pracownicy uczelni mieli przyjmować datki od Epsteina, choć toczyły się już przeciw niemu śledztwa. Zmarły w 2016 roku Marvin Minsky wymieniany jest w zaproszeniu na marsz jako osoba, która miała dokonać napaści seksualnej na jedną z ofiar Epsteina.
Tezie tej twardo sprzeciwił się Stallman, fragment jego odpowiedzi na oskarżenia kierowane pod adresem Minsky’ego pozwalamy sobie przytoczyć w całości:
Niesprawiedliwością jest użycie słowa „napaść”. Termin „napaść seksualna” jest tak niejasny i śliski, że ułatwia rozdmuchiwanie oskarżeń: zakłada, że ktoś zrobił rzecz X i sprawia, że ludzie myślą, że to było Y, co okazuje się znacznie gorsze niż X. Przytaczane oskarżenie jest jasnym przykładem takiego rozdmuchania. Według źródeł Minsky uprawiał seks z jedną osobą z haremu Epsteina. Załóżmy, że to prawda (nie widzę powodu, by w to nie wierzyć). Słowo „napaść” zakłada, że użył on siły lub przemocy, w bliżej nieokreślony sposób, ale źródła w ogóle o tym nie wspominają. Mówią tylko, że dwoje ludzi uprawiało seks. Możemy sobie wyobrazić wiele scenariuszy, ale najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest to, że oddała mu się całkowicie dobrowolnie. Zakładając, że była zmuszana przez Epsteina, miałby wszelkie powody powiedzieć jej, by ukrywała to przed większością współpracowników.
Takie stanowisko zostało przez część środowiska i media przedstawione jako solidaryzowanie się już nawet nie z Marvinem Minskym, lecz z samym Jeffreyem Epsteinem. Błyskawicznie na MIT pojawiły się studenckie petycje o odwołanie Stallmana. Nie obyło się bez przytoczenia jego słów sprzed lat, kiedy wyraził opinię, że nie ma nic złego w seksie pomiędzy dorosłym a dzieckiem, o ile dziecko nie ma nic przeciwko. Na nic zdały się wyjaśnienia, kolejne wpisy, w których Stallman starał się przekonywać, że jego słowa zostały opacznie zrozumiane. Zwłaszcza że organizatorka wspomnianego marszu, Selam Galo, zgromadziła i opublikowała na łamach Medium liczne przykłady działalności Stallmana, które w świetle standardów obyczajowych panujących dziś na amerykańskich uczelniach stanowią podstawę do wyciągania daleko idących konsekwencji.
O tempora, o mores!
W rezultacie twórca GNU odszedł ze stanowiska w MIT Computer Science and Artificial Intelligence Laboratory, zrezygnował także z dalszego szefowania Free Software Foundation i Software Freedom Conservancy. Nie zostało ujawnione, na ile była to jego samodzielna decyzja, a na ile podjęte kroki były efektem nacisków zewnętrznych. Interesującego spostrzeżenia, które dobrze oddaje dynamikę tej sprawy, dokonał Abhishek Prakash z redakcji It’s FOSS: „Wystarczyło pięć dni aktywizmu, aby usunąć osobę z organizacji, którą stworzył i dla której pracował przez ponad trzydzieści lat. A przecież Stallman nie był nawet pośrednio zamieszany w skandal związany z handlem ludźmi”.
Wygląda na to, że coś, co latami postrzegane było wśród liderów opensource’owego światka jako przaśna rubaszność, zadziorność czy przejaw nonkonformizmu, pod koniec drugiej dekady XXI wieku staje się dla wielu problemem. Wystarczy przywołać przykład swoistej reedukacji w zakresie interakcji społecznych, na jaką swojego czasu udał się Linus Torvalds, by pojąć, że przegrana konfrontacja Richarda Stallmana z nową amerykańską obyczajowością nie tylko nie stanowi odosobnionego przypadku, ale staje się regułą. A jak słusznie wskazał Prakash, nie mamy do czynienia z adresatem oskarżeń, jak było choćby w przypadku Andy’ego Rubina, a jedynie z człowiekiem, który zdecydował się w sprawie zająć głos.
Zobacz też: GIMP sforkowany. Twórcom nie podobała się obraźliwa nazwa, więc wymyślili własną