Microsoftu w Linuksie jest coraz więcej, ale działa to w obie strony. Coraz więcej jest też bowiem Linuksa w Microsofcie, i wcale nie chodzi tu tylko o podsystem WSL w Windowsie 10. Okazało się, że kluczowa przecież dla przyszłości firmy z Redmond chmura Azure służy dziś częściej do uruchamiania Linuksa niż Windowsa.
W 2015 roku Mark Russinovich, dyrektor techniczny Azure przyznał, że 25% uruchamianych w tej chmurze instancji to linuksowe systemy. Dwa lata później odsetek ten wzrósł do 40%. Jesienią 2018 Scott Guthrie, wiceprezes Microsoftu ds. chmur przyznał, że w Azure już około połowa maszyn wirtualnych to systemy linuksowe.
Teraz stało się to, co było nieuchronne. W świecie, w którym coraz trudniej znaleźć administratorów Windowsa, a Linux świetnie sobie radzi z uruchamianiem SQL Servera, coraz mniej jest powodów, by korzystać z „okienek” w chmurze. Teraz, przy okazji wniosku o dołączenie Microsoftu do listy deweloperów kernela, Microsoft palcami swojego dewelopera Sashy Levina przyznał, że wykorzystanie Linuksa w Azure przewyższyło wykorzystanie Windows.
Co szczególnie istotne, to nie tylko klienci Microsoftu decydują się na odpalanie instancji działających pod kontrolą CentOS-a, CoreOS-a, Debiana, Oracle Linuxa, RHEL-a, SUSE Linuksa, openSUSE czy Ubuntu. Jak już wcześniej wyjaśniał Scott Guthrie, także infrastruktura chmry Microsoftu staje się coraz bardziej linuksowa.
Nowe usługi są Azure są bowiem od podstaw budowane na „pingwinowych” technologiach. Tak jest np. z niedawno oddanym SDN – Azure Software Defined Network. Tak też jest ze stosem oprogramowania Azure Sphere, mającym zabezpieczyć urządzenia Internetu Rzeczy, czy też jak to Microsoft nazywa, „krawędzi” – wykorzystuje on skrojony na miarę linuksowy kernel.
Na Linuksie można zarabiać
Można więc powiedzieć, że Microsoft ma raka – i kocha swoją chorobę. W końcu wszyscy chyba pamiętają, jak były CEO Microsoftu mówił, że Linux jest rakiem, który toczy branżę oprogramowania. Dzisiaj rak ma przerzuty wszędzie. Ponad 20 tysięcy pracowników Microsoftu ma kontan na GitHubie, a firma z Redmond zainicjowała ponad 200 opensource’owych projektów.
Nie należy jednak doszukiwać się w tym jakiegoś ideologicznego zwrotu. Microsoft jest po stronie Open Source, ponieważ jest to korzystne dla jego oprogramowania, tego też oczekują klienci. Gdy klient zażąda możliwości uruchomienia bazy MariaDB, Microsoft musi to zapewnić. Gdy chce niereleacyjnego MongoDB, też musi to zapewnić – nie ma co go przekonywać, że „SQL Server Express jest lepszy”, ponieważ ma on konkretne oczekiwania co do swojego stosu oprogramowania.
Zorientowanie na Open Source nie oznacza jednak stanięcia po stronie Wolnego Oprogramowania. Wydaje się raczej, że Microsoft przyszłości będzie raczej firmą podobną Google czy Oracle, łączącą sprytnie i wygodnie dla siebie produkty o otwartym kodzie z rozwiązaniami własnościowymi, wszystko by utrzymać przewagę konkurencyjną.
Może więc i coraz więcej tego Linuksa w Microsofcie, ale nie jest to już ten sam Linux, do jakiego zachęca nas Richard Stallman.