Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że adaptacja ostatniej jesiennej aktualizacji Windowsa 10 okazała się katastrofą. Dopiero w zeszłym tygodniu Microsoft ogłosił, że wydanie, które premierę miało w październiku, trafiło do szerokiej dystrybucji. Błędy kończące się niekiedy utratą prywatnych plików końcowego użytkownika skłoniły nawet Microsoft do tymczasowego wstrzymania dystrybucji Windowsa 1809. Czy ta historia się powtórzy?
Zobacz też: Windows 10 w końcu numerem jeden na pulpitach. Czy to na pewno ostatni z Windowsów?
Microsoft ogłosił dziś swój plan na to, jak uniknąć podobnego blamażu. Na oficjalnym blogu Windowsa dowiadujemy się przede wszystkim, że wystarczyły raptem dwa lata, by Microsoft musiał zweryfikować swoje pierwotne plany wydawania dużych aktualizacji co 6 miesięcy. Kolejna ukaże się bowiem nie w kwietniu, lecz w maju. Powodem takiej decyzji jest wprowadzenie swojego rodzaju okresu ochronnego.
W rezultacie Windows 10 1903 (prace nad nim zakończone zostały w marcu, stąd 03) trafi w programie Windows Insider do kanału Release Preview w przyszłym tygodniu. Następnie przez cały miesiąc będzie testowany przez uczestników programu testowego, co z fatalnymi skutkami zostało pominięte podczas premiery ostatniej dużej aktualizacji Windowsa. Ale dodatkowa „kwarantanna” to nie wszystko, zmiany pojawią się także w samym Windows Update.
Zobacz też: Październikowa aktualizacja Windows 10 – niekończące się pasmo problemów
Microsoft chyba zaczyna się przekonywać, że arbitralne decydowanie o tym, co, jak i kiedy instaluje Windows Update, przynosi opłakane skutki, więc systematycznie oddaje więcej kontroli w ręce użytkowników. Przynajmniej w teorii. W praktyce oznacza to, że duże aktualizacje z nowymi funkcjami będą wyraźnie rozróżnianie od comiesięcznych łatek bezpieczeństwa. Microsoft umożliwi instalowanie biuletynów niezależnie od dużych aktualizacji, te drugie będzie można opóźniać o całe miesiące.
Również aktualizacje bezpieczeństwa będzie można opóźniać, tj. odkładać je na jeszcze później niż dotąd – użytkownicy wersji Home odłożą je nawet o 35 dni. Znak czasu, kiedyś Microsoft upominał i krytykował dziennikarzy odradzających bezrefleksyjne instalowanie aktualizacji Windowsa, dziś – mając chyba coraz większą świadomość co do zawodności Windows Update – sam idzie na coraz większe ustępstwa. Korporacja obiecuje także więcej przejrzystości na swoich stronach.
Zobacz też: Windows 10 ukradnie nam 7 GB na aktualizacje. Jak temu zapobiec?
Ostatnim aspektem zmian jest priorytetyzacja zgłoszeń o poważnych błędach wywołanych przez aktualizacje, np. takich, w rezultacie których usuwane są pliki. Microsoft twierdzi, że znajdzie tu w jakiś sposób zastosowanie uczenie maszynowe, choć oczywiście nie wdaje się w szczegóły. Słowem – jeśli użytkownicy zaczną zgłaszać poważne problemy podobne do tych z jesieni, Microsoft zareaguje szybciej i bez ociągania wyciągnie wtyczkę.
Czy to sprawi, że aktualizacje przebiegną sprawniej, a Microsoft w przyszłości nie będzie miał już problemów z wytrwaniem w 6-miesięcznych interwałach dzielących kolejne wydania? Pierwsza weryfikacja tych obietnic czeka nas już za miesiąc.