3 lata, 5 miesięcy i 8 dni upłynęło od premiery „najlepszego Windowsa”. W tym czasie byliśmy świadkami nieliczonych wzlotów i upadków, ciekawych nowości i chybionych pomysłów, przede wszystkim zaś agresywnej kampanii promującej bezpłatną aktualizację do Windowsa 10. Przełom roku 2018 i 2019 stanowi kolejną cezurę – według Net Market Share, Windows 10 właśnie stał się najpopularniejszym pulpitowym systemem operacyjnym na świecie.
Windows 10 liderem!
Badanie NetMarketShare wykorzystuje skrypty na stronach internetowych, de facto jest zatem badaniem popularności między innymi systemów operacyjnych wśród internautów odwiedzających wybrane witryny. Według najnowszych danych z grudnia, Windows 10 jest aktualnie wykorzystywany na 39,22% komputerów. Oznacza to, że „dziesiątka” po raz pierwszy w historii wyprzedziła Windowsa 7, który posiada aktualnie 36,9% udziałów w rynku desktopów. Dalej plasuje się Windows 8.1 (5,07%), Windows XP (4,08%), macOS 10.12 (1,71%) oraz zebrane razem dystrybucje Linuksa (1,45%).
Co ciekawe, Windows 7 nie zwiększył udziałów w ciągu ostatnich dwóch miesięcy – to samo 36,9%, które dało mu 2. miejsce w grudniu wcześniej zapewniało mu prowadzenie. Windows 10 zwiększył natomiast swój wynik o ponad 1 punkt procentowy. Niewykluczone, że jest to rezultatem prezentów świątecznych – wszak jedną z najskuteczniejszych metod adaptacji Windowsa 10 jest właśnie kupowanie nowych urządzeń z preinstalowaną „dziesiątką”. Czy jednak Microsoft ma powody do świętowania? Czy po tak bezprecedensowo agresywnej kampanii promocyjnej niemal 3,5 roku potrzebne na uzyskanie 1. miejsca można w ogóle rozpatrywać jako sukces Windowsa 10?
Pyrrusowe zwycięstwo
Windows 10 już dawno wyrósł z okresu ochronnego, w którym wszelkie niedociągnięcia i przywary można byłoby szufladkować jako choroby wieku dziecięcego. Dla porównania: po trzech latach od premiery Windowsa 7 na rynku był już Windows 8. Największe problemy Microsoftu tkwią w największej innowacji Windowsa 10 w stosunku do poprzedników. Wbrew pozorom najważniejszą nowością w „dziesiątce” nie są nowe Ustawienia, Defender, Windows Linux Subsystem czy Fluent Design – jest nią model dystrybucji. A tutaj nawet trzy lata po premierze mnóstwo jest do zrobienia.
Najlepszy przykład stanowi tegoroczna październikowa aktualizacja, która z premierą październiku niewiele miała wspólnego. Błędy w obsłudze kolejnych konfiguracji sprzętowych doprowadziły finalnie do wycofania dużej paczki nowości i zwlekania z ponownym uruchomienie procesu aktualizacji przez całe tygodnie. A to z kolei już dziś wzbudza wiele wątpliwości – czy Microsoft zdoła wytrwać w modelu Software-as-a-Service? Czy Windows 10 to na pewno ostatni z Windowsów? A może jednak cykl wydawniczy oparty na dużych aktualizacjach wydawanych co 2-3 lata i uzupełnianych Service Packami był skuteczniejszy?
Czy Microsoft wytrwa w SaaS?
Ciekawa dyskusja na ten temat trwa w serwisie Quora. Uczestnicy słusznie zwracają uwagę, że kwestia nazewnictwa to kwestia sprzedażowa, a nie techniczna. Microsoft może pewnego roku zrezygnować z przyjętego modelu aktualizacji co 6 miesięcy, który – jak pokazuje październikowa aktualizacja – mocno korporację przerósł. Nic natomiast nie stoi na przeszkodzie, by zwiększyć interwał do roku czy nawet dwóch, wracając de facto do wcześniejszego cyklu wydawniczego. Niezmienna marka Windows 10 będzie zaś nadal stwarzała pozory dostarczania systemu w modelu SaaS. Przecież prędzej czy później każdy wymieni komputer na nowy, a w miażdżącej większości będzie to komputer z Windowsem. W ten sposób, procent po procencie, Windows 10 będzie zostawiał „siódemkę” coraz bardziej w tyle.