Kwestię powszechnej i trudnej do zniesienia niefrasobliwości w posługiwaniu się terminem „sztuczna inteligencja” poruszaliśmy już w tekście „Spowszedniała osobliwość – najwyższy czas przestać mylić SI z uczeniem maszynowym”. Wówczas jednak nie dysponowaliśmy najnowszymi badaniami MMC Ventures, które spektakularnie obnażyły skalę terminologicznych nadużyć. Te z kolei nie są tak obojętne, jak mogłoby się wydawać.
2/3 „start-upów SI” nie ma nic wspólnego z SI
Wyniki badań przeprowadzonych przez MMC Ventures miały być kolejnym entuzjastycznym świadectwem postępu, jaki dokonywać się mają na polu rozwoju tzw. sztucznej inteligencji.
Jak jednak zauważyła Aliya Ram z redakcji Financial Times, raport stanowi także potwierdzenie hipotez, według których lwia część wszelkiej maści start-upów (w tym przypadku europejskich) wykorzystuje sztuczną inteligencję wyłącznie jako buzzword – modne, chwytliwe słowo, bez większego pokrycia w technice czy nawet modelu biznesowym.
Raport MMC Ventures jest rezultatem badań nad działalnością ponad 2,8 tys. europejskich start-upów. Ich profile powstały na podstawie ogólnodostępnych informacji oraz rozmów z szefostwem. Na tej podstawie stwierdzono, że 2/3 start-upów deklarujących, że w swej działalności korzystają z tzw. sztucznej inteligencji, tak naprawdę nie ma z nią nic wspólnego.
Zważmy, że tu także wkradła się wspomniana nazewnicza niefrasobliwość. W samym raporcie sztuczna inteligencja występuje niestety zamiennie z maszynowym uczeniem. Nawet jeśli przyjmiemy na moment takie założenia, to wciąż w przypadku zdecydowanej większości europejskich start-upów wykorzystywanie „sztucznej inteligencji” to bujdy na resorach.
Zobacz też: Blockchain – rewolucja, która nigdy nie nadejdzie
Dlaczego to tak ważne?
Buzzwordy rodzą się i przemijają. Odmieniana przez wszystkie przypadki chmura całkowicie nam już spowszedniała, nie sposób także dłużej żywić nadziei, że szumnie zapowiadana od lat globalna rewolucja blockchain kiedykolwiek się wydarzy, zaś hołubione zaledwie 2-3 lata temu beacony dogorywają na śmietniku historii.
W przypadku sztucznej inteligencji sytuacja jest zgoła odmienna – tutaj nie tworzono pojęć, lecz zawłaszczono i wykorzystano do celów marketingowych pojęcie już istniejące. I to nie byle jakie. Pojęcie kluczowe w sferze ludzkiej działalności znacznie ważniejszej, niż losy choćby i tysiąca start-upowców próbujących wiązać koniec z końcem. W takim świetle nie sposób dłużej traktować podobnych nadużyć, nie są to już nieszkodliwe próby bałamucenia inwestorów.
Podobne praktyki wypaczają bowiem to, jak rozumiana jest dziś przez osoby nietechniczne sztuczna inteligencja. Stępiają wrażliwość na zagadnienie, z którym wielu z nas, w ten lub inny sposób, choćby przez bezrobocie technologiczne, będzie się za swojego życia musiało zmierzyć. Gdzie wówczas będą sprzedawcy podający się dziś za ekspertów od SI?