Gdy w mainstreamie upowszechniała się wiedza o istnieniu kryptowalut i bitcoina, coraz częściej mówiono także o blockchainie. Wieszczono, że bazy danych oparte o strukturę łańcuchów blokowych zrewolucjonizują niemal każdy aspekt życia, zmienią sposób, w jaki rozumiem rynki finansowe i przetwarzanie danych w ogóle.
Czasy się zmieniają, a blockchain to wciąż pieśń przyszłości
Wyobraźnie wielu ludzi rozpaliła na przykład wizja prowadzenia transakcji w sposób zdecentralizowany, pozbawiony ingerencji bankowego buchaltera. Jego arbitralna decyzja zostałaby zastąpiona współdzielonym i współtworzonym rejestrem, a miliony osób odzyskałyby pełną władzę nad posiadanymi przez siebie zasobami. O ile taki schemat transakcji faktycznie ma pokrycie w technicznych możliwościach tego typu baz danych, o tyle zastosowania, jakie mnożono wokół blockchaina, zaczęła zaskakiwać i… zastanawiać.
Od czasu pierwszego wybuchu optymizmu wobec łańcuchów bloków upłynęło już sporo wody. Na tyle dużo, by w zasadzie skompromitować bitcoina jako środek płatniczy. Trudno nie zadawać sobie zatem pytania – gdzie ta blockchainowa rewolucja? Jak zmienił się system przeprowadzania transakcji i czy w ogóle? Gdzie blockchain faktycznie znajduje zastosowanie i jakie? Ciekawą kwestię stanowi także ogólność całej dyskusji – jest początek 2019 roku, a lwia część tego, co pisze się o blockchainie to wciąż zapowiedzi i prognozy.
Blockchain – gdzie ta rewolucja?
Wszystko jednak wskazuje na to, że blockchain może sprawdzić się w znacznie mniejszej liczbie zastosowań, niż się o tym mówi. Ba, można nawet powiedzieć, że struktura ta jest bardzo wyspecjalizowana. W ogólnikowych case studies z reguły pomijane są nawet elementarne kwestie: czy mowa o publicznych, czy prywatnych łańcuchach, czy opierają się na uprawnieniach, czy też nie, nie wspominając już o tym, w jaki sposób przechowywany jest łańcuch, a przecież można go także współdzielić P2P. Biorąc pod uwagę, że blockchain Bitcoina ma dziś wielkość około 200 GB, nie sposób twierdzić, że jest to kwestia błaha.
W wyśmienitej pracy Karla Wüsta z Politechniki Federalnej w Zurychu i Artura Gervaisa z Imperial College London można zapoznać się z bardzo konkretnymi informacjami o parametrach konkretnych typów baz danych. Naukowcy zestawili potencjalne zastosowania oraz skuteczność blockchaina w porównaniu do standardowej scentralizowanej bazy danych. Krok po kroku obalają oni mit, według którego blockchain to lek na całe zło. Korzystanie z jego dobrodziejstw ma sens tylko w określonych warunkach, w całej reszcie scenariuszy będzie on raczej utrudnieniem niż korzyścią.
Jakie to warunki? Ustalenia szwajcarsko-brytyjskiego duetu najlepiej podsumowuje zaprezentowany wyżej schemat algorytmu. Zastosowanie jednego z typów łańcucha będzie dobrym rozwiązaniem wtedy i tylko wtedy, gdy konieczne jest między innymi zapewnianie dostępu dla wielu nieznanych uczestników bez wykorzystania osób trzecich. Jeśli natomiast wszyscy są znani i zaufani, to zwykła, nierozproszona baza danych będzie rozwiązaniem zwyczajnie wydajniejszym, pozbawionym zbędnych opóźnień w autoryzacji i ograniczeń co do liczby użytkowników z żądaniem dostępu.
Praca ta jest o tyle wartościowa, że przyjmuje dokładnie odwrotne wobec powszechnego entuzjazmu założenia – nie pyta „czy mogę tu wykorzystać blockchain?” lecz „po co miałbym tu wykorzystywać blockchain?”. Stara dobra brzytwa Ockhama, o której wielu chyba dziś zapomina. Nie należy tworzyć bytów ponad potrzebę, a już na pewno nie wtedy, gdy nie przynoszą one żadnej korzyści w zastosowaniach, w których znacznie lepiej sprawdzają się bazy danych o tradycyjnej centralnej strukturze.
Bańka na miarę boomu dot-comów?
Nie tylko ludzie nauki studzą entuzjazm i negatywnie weryfikują krzykliwe nagłówki prasowe o blockchainowej rewolucji w kolejnych dziedzinach ludzkiego życia. Również eksperci (i to z różnych branż) z rezerwą podchodzą do tych rewelacji. Podczas zeszłorocznej konferencji NEX krytycznie blockchainie wypowiadał się sam Steve Woźniak. Gwoli ścisłości – jest on zdania, że docelowo łańcuchy bloków mogą znaleźć tylko wąskie zastosowanie w realizowaniu transakcji wysokiego ryzyka przede wszystkim w warunkach korporacyjnych.
Co do wpływu blockchaina na naszą codzienność Woźniak jest więcej niż sceptyczny. Aktualnie zajmujące się tym zagadnieniem firmy uważa za spekulantów i porównuje do czasów bańki internetowej. Tzw. boom dot-comów (notowane na giełdach w latach 1995-2001 spółki internetowe często miały rozszerzenie domeny w nazwie) wywindował ceny akcji na fali globalnego entuzjazmu i runął z hukiem w połowie 2001 roku. Inwestorzy zachęceni sukcesem między innymi Microsoftu i Google musieli być zszokowani, gdy ceny akcji mniejszych spółek skurczyły się kilkusetkrotnie.
Do podobnych wniosków doszli analitycy JPMorgan, jednego z największych bankowych konglomeratów na świecie. W swojej najnowszej ekspertyzie wyrażają oni zwątpienie w to, czy blockchainowi uda się jakkolwiek wpłynąć na stan ogólnoświatowego systemu płatności. Ponadto oceniają oni, że na aktualnym stadium sama koncepcja, jak i rynek firm skupiających się wokół blockchaina są niedojrzałe, co pokrywa się w dużej mierze z opinią Woźniaka. Podobnie jak współzałożyciel Apple, analitycy JPMorgan dopuszczają możliwość, że blockchain w kilkuletniej perspektywie ma szansę zautomatyzować system transakcji w niewielkiej liczbie wysoko wyspecjalizowanych zastosowań.
Blockchain – rewolucja, która nie nadejdzie
Oczywiście zestawienie wszystkich tych spostrzeżeń wcale nie oznacza, że blockchain jest wyłącznie bezwartościowym buzzwordem. Wręcz przeciwnie, zauważmy, że zarówno opinie ekspertów, jak i przytoczona praca szwajcarsko-brytyjskiego duetu naukowców mają cechę wspólną – podkreślają wyjątkowe cechy baz danych opartych na łańcuchu blokowym. Blockchain na swój sposób stanowi ogromne osiągnięcie i ma potencjał zacząć proces dużych przemian.
Rzecz w tym, że te duże i ważne przemiany będą dotyczyły bardzo wyspecjalizowanych i niszowych zastosowań w handlu czy bankowości. Zapowiedzi, według których blockchain będzie naszym chlebem powszednim, najlepiej weryfikuje czas. A tego upłynęło już na tyle dużo, by zdać sobie sprawę, że ta rewolucja nigdy nie trafi pod strzechy.