Pod koniec grudnia informowaliśmy o nowym interesującym zjawisku w świecie Open Source. Producenci otwartego oprogramowania powiedzieli „dość” wykorzystywaniu pracy społeczności przez wielkie organizacje do celów komercyjnych i ogłosili prace nad nowymi licencjami. Nowe wolne licencje miały przede wszystkim skuteczniej chronić interesy Open Source w dobie infrastruktury sieciowej dostarczanej jako usługa.
Nowe wolne licencje na nowe chmurowe czasy
Czara goryczy w końcu musiała się przelać. Wystarczy pobieżnie zapoznać się ze sprawozdaniami finansowymi takich korporacji, jak Amazon i Microsoft, by zorientować się, że prawdziwych zysków nie generuje dziś rynek konsumencki, lecz przede wszystkim ogromne skalowalne usługi – Amazon Web Service czy Microsoft Azure. Obie korporacje mogą do woli eksperymentować na rynku konsumenckim, gdyż ich finansowanie jest zabezpieczone przez usługi klasy enterprise. I niech im będzie na zdrowie. Problem w tym, że oferując swoje komercyjne chmury bardzo chętnie wykorzystują otwarte oprogramowanie, bardzo niechętnie za nie płacąc.
To ma się zmienić. Kilka organizacji odpowiedzialnych za rozwój wolnego oprogramowania serwerowego i bazodanowego zapowiedziało zmiany licencyjne. MongoDB migruje na Server Side Public License (SSPL), które zobowiązuje korporacje do udostępniania kodu źródłowego oprogramowania wykorzystywanego w komercyjnych chmurach. Inną drogą idzie Apache, które w ogóle chce zablokować możliwość wykorzystywanie Apache Kafka w modelu oprogramowanie-jako-usługa. Timescale natomiast wprowadził dla zastosowań chmurowych osobny model subskrypcyjny.
SSPL w praktyce, czyli strzał do własnej bramki
Tyle w teorii, czas przejść do praktyki. Jako pierwsze zmierzyło się (choć lepsze byłoby chyba „zderzyło się”) z nią MongoDB. Zwróćmy uwagę, że w praktyce SSPL niewiele różni się od radykalnego rozwiązania Apache. Nie sposób liczyć przecież na to, że ze względu na ograniczenia licencyjne MongoDB, Amazon czy Microsoft nagle zdecydują się udostępnić wszem wobec pełen kod źródłowy AWS czy Azure. Propozycja jest zatem zaporowa, o czym twórcy SSPL już się przekonują. Nie za sprawą wspomnianych usług dostarczających jednak, a za sprawą… Red Hat Enterprise Linux i Fedory.
Jak można było się spodziewać, RHEL, stojąc w obliczu wyrażenia zgody na warunki nowej licencji SSPL wybrał opcję atomową. W nocie wydawniczej wydania beta RHEL-a 8 znalazł się bowiem zapis: Proszę zwrócić uwagę, że serwer bazodanowy NoSQL MongoDB nie jest dostępny w RHEL 8.0 Beta, gdyż używa licencji Server Side Public License (SSPL). Koniec i kropka – nie pokuszono się o jakiekolwiek stanowisko do nowej licencyjnej inicjatywy producentów otwartego oprogramowania.
SSPL v. 2 – twój ruch, MongoDB
Nieco bardziej wylewny był Tom Callaway z działu prawnego chroniącego interesy Fedory. Bez kozery stwierdził on, że SSPL nie jest wolną licencją, gdyż jej warunki mają na celu celową i agresywną dyskryminację konkretnej grupy użytkowników. Jednocześnie zwraca on uwagę, że trwają już prace nad drugą wersją SSPL , cała sprawa jest w toku i wiele jeszcze może się zmienić. Fedora nie może sobie jednak pozwolić na wyrażenie zgody na SSPL i MongoDB zniknie także z „przedpola” RHEL-a.
W tej arcyciekawej sprawie, która na pewno wkrótce znajdzie dalszy ciąg, można jak dotąd dokonać gorzkiego spostrzeżenia. Nowe wolne licencje chmurowe to miecze obosieczne. Boleśnie przekonało się o tym MongoDB i nie ma podstaw, by twierdzić, że inny los spotka Apache Kafka czy Timescale’a. Przeciwnicy nowych licencji są zdania, że to nieudolność producentów otwartego oprogramowania uniemożliwiła jego spieniężanie, a nie działania wielkich korporacji. Tę brutalną tezę zdaje się potwierdzać bratobójczy ogień, jaki z pełnym okrucieństwem wypalił z licencji SSPL.