Pod koniec grudnia, przy okazji nowego linuksowego laptopa Kubuntu Focus, zastanawialiśmy się nad szansami na wzrost popularności tego typu komputerów – wysokiej jakości stacji roboczych o bardzo zaawansowanej konfiguracji sprzętowej, która zaspokoi potrzeby deweloperów. Nie ma wątpliwości, że jest to łakomy kąsek dla każdego producenta sprzętu, ale też – czego dowodzi najświeższy wpis na blogu Canonicala – producenta oprogramowania.
Na blogu Canonicala ukazał się bowiem wpis „Dlaczego powinieneś kupić stację roboczą z preinstalowanym Ubuntu”. Oczywiście naiwnością byłoby oczekiwać, że Canonical zasugeruje stacje robocze z idowolną inną dystrybucją Linuksa, ale warto przyjrzeć się argumentom, które przytacza korporacja. Niestety, trudno je uznać za szczególnie wyszukane. Po pierwsze, deweloperska stacja robocza z Ubuntu ma „po prostu działać” zaraz po wyjęciu z pudełka, co ma stanowić przewagę sprzętu certyfikowanego przez Canonicala nad samodzielną instalacją Ubuntu na jakimkolwiek high-endowym pececie.
Po drugie, „wszystko nadal będzie działać”, co ma odnosić się do bezpieczeństwa systemu operacyjnego rozwijanego przez Canonical: licznych łatek bezpieczeństwa i testów regresji dokonywanych przez cały cykl życia systemu, przy czym należy zwrócić uwagę, że w lwiej części przypadków na maszynach, które trafiają do sprzedaży z Ubuntu na pokładzie, instalowane są wydania LTS. Kolejnym z argumentów przytaczanych przez Canonicala jest program certyfikacji podzespołów, dzięki któremu zapewniona ma być niezawodna kompatybilność, co nawet na gruncie Windowsa za sprawą dużych aktualizacji „dziesiątki” przestało być oczywistością.
Ostatni argument – wspieranie Ubuntu – ma raczej wymiar symboliczny i praktyczny, choć dla wielu będzie faktycznie istotny, a może i decydujący. Z publikacji trudno jednak wywnioskować, z czym chce konkurować Canonical. Możliwości są trzy: albo ze stacjami roboczymi z preinstalowanym Windowsem, albo ze scenariuszem, w którym klient kupuje laptop i instaluje Ubuntu lub dowolną inną dystrybucję samodzielnie, albo też z laptopami z preinstalowanymi innymi dystrybucjami, jak choćby maszyny sprzedawane przez System76 czy wspominany już Focus.
W zależności od wyboru, argumenty Canonicala będą mniej lub bardziej trafione. Paradoksalnie kluczowym w konfrontacji ze stacjami roboczymi z Windowsem może okazać się troska o kompatybilność ze sprzętem. Trzeba przyznać, że jest to coś, co jeszcze 7-10 lat temu byłoby nie do pomyślenia – duże aktualizacje Windowsa tak skutecznie nadszarpnęły zaufaniem użytkowników (a mowa przecież o środowisku stacji roboczych), że to właśnie Canonical ma pełne prawo rekomendować swoje oprogramowanie jako skutecznie radzące sobie z adaptacją na różnych konfiguracjach sprzętowych maszyn Della czy ostatnio także Lenovo.
Z drugiej zaś strony ta sama cecha umniejsza wartość pierwszego argumentu – nie sposób dziś bowiem przedstawić naprawdę twardych argumentów na to, że OEM-owa instalacja Ubuntu na w pełni obsługiwanym sprzęcie będzie miała w jakimkolwiek aspekcie decydującą przewagę nad samodzielną instalacją. Przeszkodę stanowią tu jednak sami producenci – np. w przypadku wspomnianego Della, który regularnie wydaje deweloperską wersję modelu XPS 13 z preinstalowanym Ubuntu, nie sposób w ogóle kupić wersję pozbawioną systemu. W rezultacie użytkownik nie stoi przed wyborem brak systemu lub preinstalowane Ubuntu, ale Ubuntu lub… preinstalowany Windows.
Czy stacje robocze z preinstalowanym Linuksem mają szansę zdobyć popularność? Możliwe, był to nawet bardzo często występujący element prognoz dotyczących linuksowego światka w 2020 r. Pytaniem otwartym jest jednak, czy „pozwoli” na to Microsoft, który jak najbardziej jest przychylny Linuksowi, ale szczególnie Linuksowi we własnym wydaniu, tj. jako Windows Subsystem for Linux. Jak pisaliśmy na naszym blogu, już raz korporacji Redmond udało się skutecznie zapobiec ekspansji Linuksa na komputery osobiste – miało to miejsce w martwym już segmencie netbooków.
Zobacz też: Coraz więcej laptopów z Linuksem. Czy Microsoft zezwoli na nowy trend?