BlackBerry to na półce enterprise klasyka. Fenomenalne urządzenia przez lata sprawdzały się w nawet u najbardziej wymagających użytkowników, a zaawansowane możliwości administrowania sprawiały, że do nastania ery iPhone’a jeżynki były w zasadzie jedynym rozsądnym wyborem dla klientów korporacyjnych. Blask BlackBerry już dawno przeminął, ale to nie oznacza, że kanadyjski producent nie znalazł swoich nisz.
BlackBerry nadal nieźle radzi sobie bowiem jako producent oprogramowania biznesowego – zapewniających zgodność z globalnymi normami bezpieczeństwa danych narzędzi codziennego użytku, np. klienta poczty, kalendarza, itd. Rozwija je już jednak nie na własnym systemie operacyjnym, lecz kieruje je na Androida. Nie bez podstaw są zatem porównania ze strategią, jaką w ostatnim czasie objął Microsoft.
Ale BlackBerry to wciąż także sprzęt. A właściwie licencja na produkcję sprzętu z dostarczanym przez kanadyjskie przedsiębiorstwo oprogramowaniem, łącznie z daleko idącymi modyfikacjami i utwardzeniami Androida. Producentem jeżynek, skądinąd wciąż urządzeń bardzo ciekawych, jest TCL. Dyrektor tej korporacji, Stefan Streit, podzielił się ostatnio dość niecodziennymi, ale też świeżymi spostrzeżeniami, o czym donosi serwis Pocket-link:
Nie widzę sensu w obsłudze 5G przez BlackBerry. To nie jest urządzenie służące rozrywce, a swoją pocztę możesz już na nim sprawdzać wystarczająco szybko. Możemy mieć sporo zabawy z 5G, ale tam, gdzie się ono nadaje – być może na telewizorach 8K albo lodówkach.
Słowem – szef międzynarodowej korporacji produkującej smartfony pod różnymi, nawet najbardziej cenionymi markami, twierdzi, że 5G służy do zabawy. I że lepiej sprawdzi się w lodówkach, niż w biznesowych flagowcach. Choć z pozoru opinia ta wydawać się może kuriozalna, to jednak nie można jej odmówić racji – szybsza łączność to w tej chwili potrzeba wyłącznie multimediów, które na biznesowym urządzeniu komunikacyjnym będą dla niektórych zbędne.
Stefan Streit przedstawił niepopularną opinię, która jest efektem nieco zapomnianych już założeń: umiejętnego rozszerzania rdzennej funkcjonalności, tak aby nie zaburzyć komfortu wykorzystania w podstawowych zastosowaniach, a nie powszechnego dziś myślenia maksymalistycznego. Być może nuda, jaka wieje z konferencji Apple czy Samsunga, pokazuje, że zamiast dodawać nowe funkcje do urządzeń mobilnych, powinniśmy zacząć je odejmować?
Zobacz też: Do czego Microsoftowi jest dziś potrzebny na rynku konsumenckim Windows?