Ujawnienie informacji o programie PRISM przez Edwarda Snowdena w 2013 roku było wstrząsem. Wielu domyślało się już wcześniej, że złożony system nadzoru nad komunikacją internetową i telefoniczną istnieje, ale rewelacje byłego pracownika NSA były bolesnym zderzeniem z rzeczywistością. Były także dobitnym dowodem na to, że 11 września odcisnął na Stanach Zjednoczonych straszliwe i niezdejmowalne piętno, przekształcając państwo zbudowane na wolności w światową stolicę inwigilacji.
Wall Street Journal donosi, że w mechanizmach nadzoru nad komunikacją wykorzystywanych przez amerykańskie władze mogą wkrótce zajść zmiany. National Security Agency miała zarekomendować Białemu Domowi porzucenie systemu zbierania metadanych SMS-ów i połączeń telefonicznych realizowanych na terenie kraju. Niestety, jedna jaskółka wiosny nie czyni. Porzucenie takiej formy nadzoru nad komunikacją ma bardzo pragmatyczny wymiar i nie więżą się z rezygnacją z daleko idącej inwigilacji w ogóle.
Według informacji WSJ, powodem, dla którego NSA wydało taką rekomendację, jest coraz mniejsza skuteczność zbierania metadanych przy jednoczesnej konieczności poświęcania na utrzymywanie takiego systemu dużych zasobów. Mowa wszak o rozbudowanym rejestrze informacji o każdym SMS-ie i rozmowie telefonicznej przeprowadzanej na terenie USA. To właśnie stosunek poświęcanych zasobów do ilości danych wywiadowczych pozyskiwanych w ten sposób motwyuje NSA.
Zobacz też: Mozilla wbija szpilę Apple, kwestionuje wizerunek, o który zabiega Tim Cook
Gwoli przypomnienia – według informacji opublikowanych przez Edwarda Snowdena, NSA zajmowało się przede wszystkim zbieraniem metadanych i w większości przypadków nie przetwarzało treści rozmów i wiadomości. Oczywiście i tutaj były wyjątki, o czym przekonali się uczestnicy szczytu G20, jaki odbył się w Toronto w 2020 roku. Nasłuch prowadzony jest we współpracy z operatorami, NSA uzyskuje dostęp do numeru nadawcy i odbiorcy, data, godziny oraz długość rozmowy, IMEI i informacji o BTS-ach pozwalające na lokalizację.
Pierwotnie, po atakach z 11 września, PRISM i inne programy nadzoru prowadzone były bez wiedzy i zgody amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, decyzje podejmował George W. Bush. Dziś, kiedy zostały one już zalegalizowane, o ich działaniu decyduje prezydent USA – to na jego wniosek Kongres może przedłużyć autoryzację. Legalnie program będzie mógł działać tylko do końca tego roku. Wówczas amerykańskie władze muszą podjąć decyzję, czy przedłużyć autoryzację, czy posłuchać NSA i porzucić zbieranie metadanych.
Zobacz też: Project Alias – elektroniczny grzyb ma poskromić głosowych asystentów
Rekomendacja NSA nie powinna być wielkim zaskoczeniem. Od uruchomienia programu minęło niemal 20 lat. Przez ten czas komunikacja przeniosła się z SMS-ów i połączeń na komunikatory internetowe. NSA nadal może zbierać dane o tym, skąd ktoś łączy się z Internetem dzięki śledzeniu stacji bazowych, ale nie ma już dostępu do szczegółów konkretnych wiadomości, rozmów i osób, które je przeprowadzają. Nietrudno się domyślić, że NSA nie rezygnowałoby z jednego systemu, gdyby nie miało w zanadrzu innego, adekwatnego do dzisiejszych realiów.