Branżowym newsem dnia jest dziś w Polsce lokalna premiera Asystenta Google. Nie we wszystkich budzi on entuzjazm, podobnie jak nasłuchujące „inteligentne” głośniki w ogóle. Czy jest sposób, by w ewentualnych interakcjach z Aleksą czy Asystentem zachować zdrowy rozsądek i warstwę bezpieczeństwa? Niewykluczone, może nią być Project Alias.
Asystent Google, Alexa, Cortana, Siri – pomoc nasłuchująca
Podstawową obawą odnośnie prywatności w przypadku asystentów głosowych jest sposób, w jaki inicjuje się z nimi interakcję. Używa się do tego słów aktywujących. Mikrofony w inteligentnych głośniach są aktywne cały cały czas, jednak tylko w jednym celu – wyłapania ów słowa-klucza, które pozwoli na przyjmowanie kolejnych poleceń. Może to być „Aleksa”, może to być „Hej, Google”. Dopiero po wypowiedzeniu hasła (lub frazy, którą silnik przetwarzania mowy na tekst zinterpretuje przez pomyłkę podobnie) możliwe jest nasłuchiwanie i nagrywanie całego otoczenia.
Nierzadko zdarzały się tu niepokojące pomyłki – wystarczy choćby odezwać się do domownika per Aleksandrze, by morfem aleksa aktywował nasłuchiwanie (i podsłuchiwanie) przez głośnik Echo Dot czy Google Home. Można zakładać, że po premierze polskojęzycznej wersji Asystenta Google, Polacy przychylniej zaczną spoglądać na jego możliwości. Trzeba przyznać, że komunikacja z urządzeniem za pomocą języka naturalnego jest znacznie mniej kusząca, gdy nie jest to język rodzimy. Teraz się to zmieni, ale czy jesteśmy na to gotowi?
Project Alias, czyli elektroniczna narośl grzybicza
Można zakładać, że producenci urządzeń i oprogramowanie kierowanego na rynek konsumencki będą nas coraz częściej „zachęcali” do interakcji z maszynami liczącymi z wykorzystaniem języka naturalnego. Na razie jednak mamy do czynienia z wysypem głośników sprzężonych z usługami internetowymi oraz automatyką domową, czyli infrastrukturą newralgiczną, obsługującą bardzo wrażliwe informacje. Z tego samego założenia wyszli jakiś czas temu Bjorn Karmann i Tore Knudsen, którzy pracują nad Projektem Alias.
Inspiracją dla Projektu Alias były... grzyby. A konkretniej gatunki, które pasożytują i uśmiercają owady, by zapewnić sobie optymalne warunki do rozwoju. Na przykład ophiocordyceps unilateralis infekuje mrówki, przejmuje kontrolę nad ich odnóżami i szczękami, czyniąc z owadów bezwolne marionetki. Zainfekowana mrówka opuszcza mrowisko i wchodzi na wysokość optymalną dla rozwoju grzyba, a następnie obumiera. Grzyb zaś ma idealne środowisko, do rozsiewania zarodników.
Jaki to ma związek z asystentami głosowymi? Project Alias to elektroniczna narośl na inteligentne głośniki (Amazon Echo, Google Home), która pozwala filtrować, co dociera do głosowych asystentów, a co nie. Bazujące na Raspberry Pi rozwiązanie eliminuje przykrą dla użytkowników konieczność ciągłego nasłuchiwania w poszukiwaniu słowa wywoławczego. Płytka (która działa lokalnie i nie jest podpięta do korporacyjnej chmury) najpierw sama oczekuje na bycie wywołaną, a dopiero potem przesyła polecenia do uśpionego jeszcze przed momentem Wielkiego Brata.
Project Alias – jak działa?
Metafora z grzybem być może była barwna, ale niewiele powiedziała nam o szczegółach technicznych, a te są całkiem ciekawe i – co ważne – całkowicie opensource’owe. Na Raspberry Pi zamontować należy mikrofon i dwa głośniki. Głośniki wykorzystywane są do emisji szumów, które uniemożliwiają właściwemu asystentowi nasłuchiwanie otoczenia. Mikrofon służy zaś do samodzielnego nasłuchiwania – do momentu wypowiedzenia słowa-klucza (można je definiować samodzielnie) Alias będzie generował szumy. Gdy zaś zostanie wywołany, przestanie je emitować i ponownie umożliwi korzystanie z Google Home czy Echo Dot.
Ale jak to, czy przypadkiem nie mieliśmy się uwolnić od nasłuchiwania? Project Alias udostępnia swój kod, przeprowadzić audyt może każdy. Sprzętową instancję można zaś zbudować całkowicie samodzielne na „Malince”. Całość działa lokalnie, nie łączy się w ogóle z Internetem i ma za zadanie tworzyć warstwę izolującą wiecznie nasłuchującego asystenta od domowego zacisza. Choć oczywiście całe przedsięwzięcie jest mocno performatywne, to nie można odmówić pewnej finezji technicznej – Duńczycy uruchomili nawet na Raspberry Pi instancję Tensor Flow, dzięki której można nauczyć Aliasa własnych słów wywołujących.
Przedsięwzięciom w rodzaju Project Alias nie można odmówić wydźwięku na wskroś ironicznego. Nie sposób oprzeć się przecież wrażeniu, że produkowane dziś urządzenia i oprogramowanie wymagają od nas produkcji kolejnego sprzętu i oprogramowania, stanowiącego warstwę ochronną. Drugą dekadę XXI wieku wieńczymy zatem izolatorami lokowanymi pomiędzy korporacyjną chmurą obliczeniową a resztkami prywatności.