Tim Berners-Lee, współtwórca usługi WWW, twórca pierwszej przeglądarki internetowej, a także założyciel i przewodniczący W3C, ogłosił podczas trwającego w szwajcarskim Cologny, że już połowa ziemskiej populacji posiada dostęp do Internetu. Wystąpienie Bernersa-Lee przestrzega także przed nieoczywistymi wyzwaniami, jakim będziemy musieli sprostać z związku z coraz powszechniejszym dostępem do Sieci.
Internet Internetowi nierówny
Oczywiście dostęp do Internetu nie jest w raporcie Bernersa-Lee rozumiany tak, jak rozumiemy go dziś w Polsce, a zatem jako dostęp szerokopasmowy, LTE, czy z wykorzystaniem światłowodów. Wśród mieszkańców Zachodniej Europy czy Stanów Zjednoczonych dość powszechna jest wiara w globalną wioskę i równy dostęp do osiągnięć techniki. Warto jednak zwrócić uwagę, że rozwój wcale nie przebiega równocześnie i równomiernie na całym świecie, a niektóre regiony czekają na kolejne udogodnienia latami czy dekadami. Podobnie jak dla Polaka zaskoczeniem może być, że w Kalifornii częstym widokiem jest przejeżdżający (i uregulowany!) autonomiczny samochód, tak dla dużej części internautów pewną egzotyką może być szerokie pasmo.
Tempo spada
Różnice w jakości połączenia to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Kolejnym, znacznie poważniejszym społecznie, problemem jest spadek tempa, w jakim rośnie liczba osób z dostępem do Internetu. Lepszy lub gorszy dostęp do Sieci ma już ponad 3,5 mld osób, jednak według raportu W3C była to ta „łatwiejsza” połowa populacji. Tempo adaptacji już spada, co jest rezultatem rosnących kosztów dotarcia do drugiej połowy populacji. W jej przypadku napotykane są bowiem większe wyzwania – na peryferiach świata trudniej rozwijać infrastrukturę, nie bez znaczenia są także przeszkody kulturowe czy polityczne. Na przykład milionowe inwestycje w środkowej Afryce mogą być z dnia na dzień zaprzepaszczone przez lokalnego watażkę.
Według raportu W3C, największych problemów może nam w przyszłości przysporzyć właśnie spadające tempo adaptacji dostępu do Internetu. Powoli zbliżamy się do ściany, a to może rodzić nowy podział przebiegający w zasadzie przez każdą sferę życia – na tych z dostępem do Internetu i na tych, którzy dostępu nie posiadają. Koncepcja rozwoju dwóch prędkości, o jakiej przebąkuje się w Brukseli to nic w porównaniu z przepaścią, jaką mogą spowodować wieloletnie opóźnienia w rozwoju infrastruktury telekomunikacyjnej. Dostęp do wiedzy, rynku pracy, handlu, kultury – wszystko to w jednej części świata będzie wyglądać zupełnie inaczej niż w drugiej.
Walka o „kolejny miliard”
W teorii z pomocą przychodzą tutaj korporacje, dla których wydatki na rozwój infrastruktury są przede wszystkim inwestycją. W Dolinie Krzemowej mówi się bowiem o „kolejnym miliardzie”, czyli walce o dostarczanie usług ludziom, którzy internet mają od niedawna, i których dane oraz generowany ruch sieciowy nie są jeszcze spieniężane. To dlatego Google eksperymentuje z dostarczaniem Internetu za pomocą balonów, dlatego Facebook testuje drony. Jest to Internet okrojony do własnych usług – Mark Zuckerberg nie dostarcza na peryferiach świata Internetu, przede wszystkim dostarcza tam Facebooka. A to nie pomoże w pokonaniu wyzwań, o których mówił w Cologny Tim Berners-Lee.