W ciągu tygodnia dostaliśmy ponad 900 CV na stanowisko Junior Frontend Developera. Aplikowały zarówno osoby z zerowym komercyjnym doświadczeniem, jak i solidni midzi, którzy szukali jakiejkolwiek szansy na zaczepienie się gdziekolwiek. Problem ze znalezieniem praca w ITT dotyka bowiem nie tylko początkujących programistów. Praktycznie codziennie na LinkedInie pojawiają się posty osób z wieloletnim doświadczeniem, które od tygodni lub miesięcy szukają pracy w IT. Bez skutku.
Co takiego się stało w ciągu ostatniego roku, że pracownicy branży IT, z pozycji osób niezastępowalnych, stali się niezatrudnialnymi? Powodów jest wiele, skupię się na pięciu najważniejszych, które moim zdaniem najmocniej wpłynęły na zmianę koniunktury na rynku pracy. Szczególnie w branży nowoczesnych technologii.
Ławki rezerwowych
Cykle koniunkturalne w gospodarce są stałym elementem. Ostatnie kilkanaście lat, to był ciągły wzrost praktycznie w każdym sektorze. Nadejście pandemii na początku roku 2020 zachwiało tym porządkiem. Po pierwszym wybuchu paniki wśród pracodawców i redukcji zatrudnienia wiosną, nastąpiło maksymalne odbicie popytu na programistów. Przeniesienie większości pracy z biur do mieszkań wywołało też bardzo pilną potrzebę wdrażania i rozwijania nowych rozwiązań od aplikacji typu Zoom czy Teams począwszy aż po różne wewnętrzne rozwiązania w wielu firmach. Drugim potężnym efektem pandemii było to, że okazało się, że bardzo wiele prac wcale nie musi być wykonywanych z biura. Branża IT stała się pierwszym naturalnym beneficjentem wzrostu popularności pracy zdalnej.
W TeamQuest w pierwszych tygodniach pandemii liczba ofert od klientów spadła o ponad 90%, by po kilku kolejnych wrócić do stanu wyjściowego, a wkrótce go przebić. Firmy, po wiosennych redukcjach, zaczęły pilnie szukać nowych osób, budować zespoły do obsługi bieżących działań. Ale również, przewidując dobry czas i wzrost liczby zleceń, zatrudniać osoby na ławki rezerwowych. Odwieczne pytanie „czy stać nas na zatrudnienie tego pracownika” zastąpiło „czy stać nas, by go NIE zatrudnić”? Wiadomo było, że za miesiąc będzie oczekiwał wyższej pensji. Zatrudniano więc ludzi na zapas, nawet, jeśli nie można było w pełni wykorzystać ich potencjału.
W momencie, kiedy przestały się pojawiać kolejne projekty, ławki rezerwowych zaczęły rosnąć. Wciąż wiele firm trzyma na nich specjalistów, czekając na lepsze czasy. Wiele ze zwolnień, o których czytamy na pierwszych stronach gazet, wynikało właśnie ze zbyt dużego zatrudnienia w stosunku do realnych potrzeb. Szczególnie u gigantów. Z kolei brak nowych projektów wynikał w dużej mierze z tego, że nastał...
Koniec epoki taniego pieniądza
W połowie 2022 roku zadzwonił do nas potencjalny klient, który chciał, aby pomóc mu zatrudnić znakomitego pythonowca. Jednym z oczywistych pytań przy wywiadzie, jest to dotyczące budżetu, jakim firma dysponuje na to stanowisko. – Mam na tę osobę milion złotych rocznie – odpowiedział. Nasz Team Leader zaniemówił, bo nawet na rozgrzanym do czerwoności rynku, średnia stawka miesięczna powyżej 80 tysięcy złotych dla programisty Pythona była kosmicznie wysoka. Przy tym koszcie można było zatrudnić bardzo dobry zespół wraz z testerem i menedżerem projektu. Skąd pomysł na taką stawkę? – A tyle zapisałem w biznesplanie mojego startupu, tyle dostałem i tyle muszę wydać.
Pieniądze na ryzykowne biznesy płynęły jeszcze szerokim strumieniem. Zerowe stopy procentowe skłaniały inwestorów, banki i fundusze do podejmowania nie zawsze racjonalnych decyzji. Jednym z głównych beneficjentów takiej sytuacji były spółki technologiczne i programiści (swoje z tego stołu dostali też rekruterzy, ale nie o nich ten artykuł). To Eldorado miało jednak swój wyraźny koniec...
W marcu 2023 roku upadek Silicon Valley bank posłał branżę startupową na deski. Od nokautu uratowała wszystkich niezwykle szybka (w ciągu weekendu!) i zdecydowana reakcja banku federalnego USA. Zapewniona została obsługa podmiotów obsługiwanych przez SVB, ale uzyskanie finansowania na nowe, ryzykowne projekty stało się dużo trudniejsze. Wzrosty stóp procentowych były zaś dodatkowym impulsem ku temu, żeby zachęcać inwestorów do finansowania mniej agresywnie.
Koniec epoki taniego pieniądza, to kolejna kostka domina, która przyczyniła się do racjonalizacji decyzji inwestycyjnych. A co zatem idzie, zmniejszyła popyt na pracę programistów. Tym bardziej, że w międzyczasie przyszła...
Rewolucja AI
Choć z powszechnie dostępnym chatem-GPT żyjemy zaledwie półtora roku, w bardzo wielu zawodach trudno sobie już wyobrazić pracę bez tego narzędzia. Choć ten artykuł piszę bez wsparcia jakiegokolwiek systemu AI, to branża tworzenia treści, jako jedna z pierwszych odczuła wpływ sztucznej inteligencji na popyt na ludzką pracę. Inną grupą, która to mocno odczuła są oczywiście programiści. Klepaczy kodu zastępuje AI, koszt wytworzenia oprogramowania można znacząco zmniejszyć i przyspieszyć dzięki użyciu chatu GPT czy Copilota. Co to oznacza dla rynku pracy IT? Znaczącą zmianę w popycie na programistów.
Celowo użyłem słowa „zmianę” a nie spadek. Bo o ile tak, jak pisałem wcześniej, klepacze odchodzą do lamusa, to wciąż jest duży popyt na specjalistów, którzy potrafią rozwiązywać problemy i adaptować gotowe kawałki kodu. Krótko mówiąc, jesteśmy w tej chwili w tym momencie, kiedy tworzą się nowe zasady, pojawiają się nowe zapotrzebowania, stare praktyki tracą na znaczeniu. Część osób traci pracę, a na inne stanowiska wciąż brakuje kandydatów o odpowiednich kompetencjach. Przykład, który podałem na początku tego tekstu, to właśnie pierwsza grupa. Ponad 900 osób aplikuje na stanowisko z zadaniami, które stosunkowo prosto zautomatyzować przy pomocy już dostępnych rozwiązań AI. Na drugim biegunie są jednak stanowiska, na które trudno znaleźć pojedyncze nawet osoby spełniające wymagania. I to nie dlatego, że są one nieralistyczne, ale dlatego, że tacy kandydaci znikają z rynku w bardzo szybko. Dysponują unikalnym i niezwykle pożądanym zestawem umiejętności i doświadczenia. Rynek pracy w IT nie jest zły. Jest po prostu rozwarstwiony i obecna sytuacja, niczym laboratoryjna wirówka, bardzo mocno oddzieliła różne jego warstwy. I tu dochodzimy do kolejnego czynnika, który wpływa na coś, co sami ludzie od IT nazywają „końcem Eldorado”. A mianowicie...
Hype na przebranżowienie do IT
„Robisz Frontendowca z Reactem? Ale łatwy projekt!” - tak jedna z naszych rekruterek skomentowała projekt realizowany przez koleżankę. Jeszcze 2 lata temu, znalezienie osoby, która dobrze znała ten javascriptowy framework od Mety, wcale nie było łatwe. Jednak popularność tego rozwiązania, zachęciła bardzo wiele osób do nauczenia się narzędzia. Podaż fachowców przekroczyła popyt na nich.
Zawrotne kariery, niebotyczne zarobki i napakowane benefity za klikanie w komputer. Taki wizerunek miała praca w IT w ostatnich latach. Któż by nie chciał zarabiać kilkunastu, kilkudziesięciu tysięcy, w pracy grać w pingponga, czy pić cynamonowe latte przygotowane przez specjalnie zatrudnionego przez firmę barristę…
Szkoły programowania, bootcampy, kursy on-line – każdy, kto żyw próbował w ostatnich latach przebranżowić się do IT. Najpopularniejsze, bo i teoretycznie najłatwiejsze ścieżki wiodły przez stanowiska testerskie, frontendowe oraz UX Writing. Niestety, duża podaż juniorów bez doświadczenia nie przełożyła się na równie duży popyt na ich usługi. Automatyzacja procesów wywołała efekt wręcz odwrotny.
Jeszcze niedawno – pracodawcy oferowali juniorom stawki powyżej średniej krajowej. Teraz, na oferty w okolicach płacy minimalnej odpowiadają bardzo licznie osoby, które chcą śnić swój sen od przebranżowieniu do IT. Niczym w połowie XIX wieku ci, którzy masowo przybywali do Kalifornii w nadziei na szybkie wzbogacenie się dzięki znalezieniu złota. Najwięcej wtedy zarobili jednak producenci łopat i sprzedawcy działek.
Wiara w ciągły wzrost
„Po tym, jak mnie zwolnili, przez jakiś czas byłem bezrobotny. To były najgorsze dwie godziny mojego życia”. Jeszcze niedawno taki dowcip był obowiązkowym powtarzanym przez pracowników IT przy każdej towarzyskiej okazji. Z perspektywy połowy roku 2024, ten dowcip zestarzał się źle. Teraz, nawet bardzo doświadczeni programiści, potrafią szukać pracy miesiącami.
Ostatnim powodem, który bardzo mocno wpływa na postrzeganie obecnej sytuacji na rynku pracy IT, są zatem nierealistyczne oczekiwania, które narosły przez ostatnie lata. Przez ostatnie kilka lat wszyscy wierzyli, że zawsze będzie rosło. Bańkę można jednak pompować do pewnego momentu. Wynagrodzenia w IT coraz częściej znacząco przekraczały realną wartość, jaką wnosił konkretny pracownik. Liczba projektów, również nie może rosnąć w nieskończoność. Tymczasem w branży panował niezmącony optymizm. Napędzały go kolejne oferty od rekruterów, kontroferty od obecnych pracodawców i wysokie licytowanie. Za każdym razem, jak cykl koniunkturalny zbliża się do przesilenia, na rynku panuje rodzaj szaleńczego zaślepienia. Takie same nastroje były w 2008, tak samo pękała bańka dotcomów w 2001 roku.
Pracujący w IT, widząc, jak nakręca się karuzela popytu na ich usługi oraz jak dynamicznie rosną ich wynagrodzenia, założyli, że tak będzie zawsze. Tymczasem, w ostatnim okresie rynek skorygował ten optymizm. O ile jeszcze w latach 2021-2022 wzrosty rok do roku wynosiły ok 30-40 procent, to w zeszłym roku (2023) ta dynamika wzrostu spadła do kilkunastu procent. Zaś w najnowszym raporcie „Barometr rynku pracy” (kwiecień 2024) wzrósł odsetek pracodawców, którzy obniżyli oraz zamierzają obniżyć wynagrodzenia. I o ile te spadki sięgają zaledwie kilku procent stawki, to jednak wymagają dużej mentalnej zmiany w podejściu do własnych oczekiwań finansowych. To wywołuje duże poczucie frustracji wśród specjalistów IT. Lepsze jutro było wczoraj.
Koniec Eldorado?
Gdybym miał ocenić popyt na pracowników IT w drugim kwartale 2024, to jest on duży. Wcześniej był bardzo duży, a momentami ekstremalny. Przesunęły się jednak znacząco akcenty – poszukiwani są doświadczeni fachowcy z bardzo konkretnymi umiejętnościami, często wykraczającymi poza same twarde skille. Zwiększyła się rola umiejętności współpracy, rozwiązywania problemów oraz zarządzania projektem (nie jako Project Manager, ale zarządzania swoimi obowiązkami).
Czy to jest „koniec eldorado”? I tak i nie. Zanim rynek odbije w stronę kolejnych szczytów, na pewno minie trochę czasu. Może w międzyczasie nie będzie aż tak dynamicznie, jak w latach 2020-2022, ale nie będzie źle. Szczególnie porównując do wielu innych branż, na który AI już wywiera bardzo mocny wpływ ułatwiając zastępowanie ludzkiej pracy wytworem jakiegoś modelu sztucznej inteligencji.
Rewolucja przemysłowa miała sprawić, że ludzie będą mniej pracować. W latach 20-tych wieszczono, że rozwój technologii wkrótce sprawi, że nie będziemy mieli potrzeby spędzać tylu godzin w celach zawodowych. Tymczasem od ponad stu lat pracujemy mniej więcej tyle samo – około 40 godzin tygodniowo. Prawdopodobnie w najbliższym czasie to się nie zmieni. Podobnie, jak popyt na pracę ludzi, którzy będą potrafili ułatwiać nam życie w cyfrowym świecie. Jest jednak pewien paradoks, świetnie zauważony przez polską pisarkę science fiction – Joannę Maciejewską. Ujęła go tak:
You know that the biggest problem with pushing all-things-AI is? Wrong direction.
I want AI to do my laundry and dishes so I can do art and writing, not for AI to do my art and writing so that I can do my laundry and dishes.
Tekst napisany bez użycia narzędzi AI