Ciągle rosnąca inflacja sprawiła, że nawet programiści zaczęli nieco oszczędniej przeglądać zawartość swojego portfela. Trudno się dziwić – rosnące ceny żywności napędzają podwyżki wizyt lekarskich, konsultacji, przedszkoli, wszystkich produktów i usług. Trudno się dziwić, że coraz więcej specjalistów IT chce tzw. podwyżki inflacyjnej, aby zachować jakość życia na stałym poziomie. Rzeczywistość jest jednak bezlitosna, bo pracodawcy w tak trudnym czasie częściej tną koszty, niż przeprowadzają rewaloryzację pensji. Co sprawia, że programiści zaczynają szukać nowej, lepiej płatnej pracy, nie mogąc liczyć na podwyżkę w obecnej. Mamy więc do czynienia ze sporym ruchem w branży IT nie tylko w Polsce.
W artykule wymieniono:
- Podwyżki poniżej progu inflacji
- Co na to Kodeks Pracy?
- Amerykańska Dolina Krzemowa wcale nie taka lepsza
- Od czego zależy podwyżka inflacyjna?
Podwyżki poniżej progu inflacji
Przedsiębiorcy wiedzą, że w obliczu takiego kryzysu ekonomicznego, muszą zaplanować podwyżki pensji. W większości przypadków nie będzie to jednak podwyżka wysokości inflacji, ale mniej więcej 10%, dlatego ciężko będzie odczuć jej wpływ, skoro zostanie wchłonięta przez inflację, która w Polsce jest wyjątkowo wysoka. Niektóre kraje mają wpisane w Kodeks Pracy podwyżki inflacyjne dla pracowników, ale nasz kraj do nich nie należy. Co ciekawe, jedynie 4% pracodawców w Polsce planuje właśnie taką podwyżkę.
Co na to Kodeks Pracy?
Polski Kodeks Pracy niestety nie ma żadnych zapisów, które mogłyby posłużyć jako podstawa do ubiegania się przez pracowników o podwyżkę inflacyjną. Podwyżki mają charakter uznaniowy, nie są więc obowiązkowe. Często, aby dostać podwyżkę, trzeba po prostu zmienić dotychczasową pracę, w ten sposób wywalczając te 16% i więcej. Co w przypadku, w którym inflacja będzie rosnąć? Zmiana pracy co kilka miesięcy nie będzie już opcją. Ponad połowa polskich firm planuje podwyżkę rzędu 10% w ciągu obecnego roku, ale nie więcej.
Pracownicy mogą ubiegać się o pomoc związków zawodowych, nie w każdej firmie związki zawodowe funkcjonują i ostatecznie i tak najbardziej prawdopodobnym scenariuszem będzie ten, w którym pracownik zmienia pracę, rekompensując sobie w ten sposób brak podwyżki.
Amerykańska Dolina Krzemowa wcale nie taka lepsza
W USA również jest problem, jeśli chodzi o podwyżkę inflacyjną. Jak co roku, firmy zaplanowały wzrost wynagrodzeń o 4%, ale inflacja w tym kraju wynosi ok. 6,45%. Nietrudno się domyślić, że American Dream wcale nie chroni pracowników przed kosztami inflacyjnymi. Jako wisienkę a torcie można dodać brak bezpłatnej opieki medycznej, więc przy zarobkach poniżej inflacji coraz mniej Amerykanów będzie korzystać z opieki zdrowotnej w kraju. Z prostego powodu – będzie to dla nich wydatek, którego nie są w stanie zapłacić. O ile programista jakoś sobie poradzi, przeciętny Amerykanin będzie musiał sporo kombinować, by koszty życia nie zjadły wszystkich jego oszczędności. Gwarantujemy, że opieka lekarska znajdzie się u niego na ostatnim miejscu piramidy potrzeb.
Od czego zależy podwyżka inflacyjna?
W Polsce trochę podobnie jak w USA podwyżki inflacyjne zależą od kultury pracy danej organizacji i wydajności ekonomicznej firmy. W skrócie – jeśli nie ma przepisów prawnych regulujących podwyżki dla pracowników, pozostaje to w geście pracodawcy. Tylko 4% firm działających w Polsce decyduje się na podwyżki wysokości 16%. Czy rozwiąże to problem inflacji? Oczywiście, ale tylko do momentu, w którym znów nie wzroście. Szacuje się, że sytuacja ekonomiczna ulegnie stabilizacji dopiero w 2024, a do tego czasu pracownicy będą musieli jakoś sobie radzić. Z naciskiem na „jakoś”. Odpowiadając więc na pytanie zawarte w tytule – podwyżka inflacyjna to mrzonka, dopóki nie zmienią się odpowiednie przepisy Kodeksu Pracy, które będą nakazywać pracodawcom wyrównanie pensji o % inflacji.