Te słowa piosenki dla dzieci odzwierciedlają kondycję programistów ruchu Open Source.
Na przykładzie Bootstrapa
Ruch open source opiera się na heroicznych wysiłkach niewystarczającej liczby ludzi wykonujących zbyt dużo pracy.
Gdy surfujesz po sieci, powinieneś podziękować Jacobowi Thorntonowi za uczynienie jej ładniejszym miejscem. Jest on programistą, który wraz z projektantem stron internetowych Markiem Otto stworzył Bootstrap, bezpłatne oprogramowanie, którego używają profesjonaliści, aby ich witryny wyglądały elegancko (no i żeby mieli łatwiej). Jeśli kiedykolwiek zauważyłeś, że wiele witryn ma te same duże, masywne przyciski lub te same czyste formularze, to prawdopodobnie dlatego, że szacuje się, że jedna piąta wszystkich witryn na świecie korzysta z Bootstrap.
Jednym z powodów jego rozprzestrzenienia się jest wypuszczenie go na licencji open source. Każdy może go używać bez pozwolenia i każdy może go modyfikować i ulepszać. Thornton nie dostał grosza za zrobienie Bootstrapa. Kiedy on i Otto wydali go po raz pierwszy, w 2010 roku, pracowali dla Twittera. Ale obaj byli napędzani przez klasyczne motywacje open source: było to fajne wyzwanie, polepszyło ich reputację i fajnie było pomagać ludziom. Poza tym obserwowanie, jak rośnie popularność Bootstrapa (korzystał z niego m.in. Biały Dom Baracka Obamy) było ekscytujące.
Ofiara własnego sukcesu
Jednak open source, jak szybko odkrył Thornton, ma ciemną stronę. Czuł się przepracowany. Niezliczone osoby pisały do niego i do Otto z raportami błędów, żądaniami nowych funkcji, pytaniami i pochwałami. Thornton kończył swoją codzienną pracę i spędzał cztery lub pięć godzin każdej nocy gorączkowo pracując nad Bootstrapem - zarządzając zapytaniami, pisząc nowy kod. [cite]Nie mogłem zjeść z kimś kolacji po pracy[cite] - mówi, ponieważ czuł, że zawodzi użytkowników: nie powinienem się bawić.
Idea była słuszna
Kiedy koncepcja open source pojawiła się w latach 90-tych, została pomyślana jako odważna i nowa forma pracy zbiorowej. Jeśli stworzyłeś swój kod open source, dziesiątki, a nawet setki programistów włączyłyby się, aby go ulepszyć. Wiele rąk ułatwiłoby pracę. Każdy czułby własność.
Tymczasem tworzenie i przerabianie kodu wymaga syntezy na wysokim poziomie, która, jak się okazuje, jest trudna do rozbicia na małe kawałki.
To prawda, że ogólnie oprogramowanie open source odniosło ogromny sukces. Każdy startup, tworząc własne usługi programowe lub produkty, opiera się na oprogramowaniu typu open source od ludzi takich jak Thornton: kod serwera WWW typu open source, kod sieci neuronowej typu open source. Ale z wyjątkiem niektórych dużych projektów - takich jak Linux - zaangażowana praca nie jest szczególnie wspólna. Większość z nich przypomina Bootstrap, gdzie większość pracy spoczęła na niewielkim zespole ludzi.
Sprawdź oferty pracy na TeamQuest
Ciężkie niosę brzemię
W książce „Working in Public” jej autorka Nadia Eghbal z Substack wskazała zmianę: bez względu na to, jak ciężko pracowali programiści, większość nadal czuła się jakby pod wodą. Częściowo jest to spowodowane tym, że przypadkowi ludzie, którzy się do zgłaszają do projektu, wnoszą tylko bardzo mały wkład, na przykład naprawienie błędu. To ci biedni programiści z najwyższego poziomu nadal muszą wykonywać gros pracy. Czasami programiści open source po prostu odchodzą: badania sugerują, że około 9,5% całego kodu open source jest porzucane, a jedna czwarta prawdopodobnie jest tego bliska.
Może to być niebezpieczne: jeśli kod nie jest regularnie aktualizowany, ulega degradacji a nawet staje się niebezpieczny dla jego użytkowników. Porzucony kod może zostać przejęty w celu niewłaściwego wykorzystania. Dwa lata temu niejaki right9ctrl przejął fragment kodu open source, który był używany przez firmy bitcoinowe, a następnie przepisał go, aby spróbować ukraść kryptowalutę.
Pieniądze, pieniądze
Nikt nie jest do końca pewien, co zrobić z wypaleniem oprogramowania typu open source, ale są tacy, którzy uważają, że znalezienie pieniędzy dla programistów może pomóc. Programista Ashley Williams jest członkiem zespołu tworzącego język Rust o otwartym kodzie źródłowym i próbuje założyć fundację, która będzie wspierać głównych współpracowników lub zmusić firmy do zatrzymania współpracowników. Wyjaśnijmy, że niektóre z największych projektów open source rozwijają się właśnie w ten sposób: firmy takie jak Facebook czy Google płacą niektórym pracownikom za pełnoetatową pracę nad otwartym kodem źródłowym. Eghbal uważa, że subskrypcje mogą zaoferować nowe sposoby opłacania pracy. Inni martwią się, że wynagrodzenie może przede wszystkim zniweczyć przyczyny dla których taka praca jest wykonywana.
Rewolucja open source została przeprowadzona na plecach bardzo dziś zmęczonych ludzi? TeamQuest już pisał o kłopotach Debiana.