Czy zastanawiałeś się kiedyś kto i po co właściwie oferuje darmowe czcionki?
Zestawy czcionek mogą kosztować obecnie nawet setki dolarów. Barack Obama korzystał w swojej kampanii prezydenckiej z fontu Gotham, kosztującego wówczas prawie 1000 dolarów za pełny zestaw 66 różnych stylów. Jednocześnie mamy inicjatywy takie jak The League of Moveable Type, które udostępnia wszystkie swoje czcionki za darmo. Co więcej, są one open source, dzięki czemu inne osoby mogą modyfikować czcionki i tworzyć własne wersje.
Czcionki Open Source
A ludzie faktycznie takie czcionki przerabiają i tworzą kolejne. Przykładem może być font Raleway, który od 2010 roku stał się jedną z najpopularniejszych rodzin czcionek w Google Fonts (kolekcji bezpłatnych czcionek obsługiwanych przez tą firmę). Tu jednak nie chodzi o domorosłe próby zainteresowania kogoś swoim hobbistycznym wytworem. Czcionki darmowe wydają praktycznie wszystkie liczące się firmy. Tacy giganci jak Intel czy IBM zlecały przecież profesjonalnym twórcom tworzenie czcionek, a następnie otrzymane od nich czcionki udostępniały na preferencyjnych licencjach. Nawet firma Adobe, która sprzedaje licencje na niektóre rodziny czcionek za setki dolarów, wydała „super rodzinę” czcionek open source – zajrzyj tutaj.
Można zrozumieć, dlaczego projektanci stron internetowych chcieliby bezpłatnych, wysokiej jakości czcionek. Ale po co niezależny projektant czcionek miałby otwierać swoje prace? Podobnie jak w przypadku oprogramowania typu open source, przyczyny są różne.
„Darmowe” niejeden ma cel
Producent narzędzi programistycznych firma JetBrains wypuściła nową czcionkę o nazwie JetBrains Mono, przeznaczoną do czytania i pisania kodu. Udostępniła ją jako open source po to by programiści mogli łatwo przekazywać opinie i ulepszenia za pośrednictwem platformy GitHub do hostowania kodu i współpracy firmy Microsoft, podobnie jak firma może wypuścić oprogramowanie typu open source w nadziei, że inni pomogą je ulepszyć. To jak prawdziwa współpraca - kierownik zespołu JetBrains Konstantin Bulenkov.
Zobacz również: Stwórz CV za pomocą szablonów Google!
Nawet jeśli projektanci nie wnoszą bezpośrednio ulepszeń do czcionki, firmy mogą skorzystać na udostępnieniu ich pracy jako open source. Według Adobe wypuszczenie części czcionek jako open source umożliwiło firmie testowanie nowych technologii typograficznych przed wprowadzeniem ich do innych produktów. Chodzi tu na przykład o „czcionki zmienne” (variable fonts), które ułatwiają projektantowi dostosowanie grubości kroju pisma.
Wiele czcionek finansowanych przez Google jest zaprojektowanych dla niedostatecznie obsługiwanych języków w krajach rozwijających się. Wysiłki te wspierają inicjatywę Google Next Billion Users, która ma na celu przyciągnięcie większej liczby osób w krajach rozwijających się do Internetu. Lepsza obsługa większej liczby języków oznacza więcej użytkowników, a ostatecznie więcej pieniędzy dla Google.
Nie zawsze tak było
Warto sobie przypomnieć, że jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku czcionki open source praktycznie nie istniały. Większość projektantów uważała za bezczelność nawet chęć uczenia się sposobu działania takich czcionek, nie mówiąc już o poznaniu podstawowych zasad ich projektowania. Było to cenne know-how.
Trudno się temu dziwić. Projektowanie czcionek to pracochłonne rzemiosło. Oprócz rysowania setek lub tysięcy pojedynczych znaków, konieczne jest zdefiniowanie relacji między nie tylko poszczególnymi znakami ale i całymi ich grupami. Utworzenie nowej czcionki zajmuje miesiące pracy w pełnym wymiarze godzin.
Na szczęście wyszliśmy już chyba z okresu, gdy Adobe Utopia, Bitstream Charter czy Gentium Victora Gaultneya były jedynymi profesjonalnymi, otwartymi czcionkami w morzu kiepskiej jakości czcionek tworzonych przez amatorów. Obecnie możemy korzystać w swoich projektach z całej masy profesjonalnych styli, warto jednak pamiętać że ich udostępnienie społeczności nie jest motywowane wyłącznie altruistycznymi względami.