Nikt dziś chyba nie ma wątpliwości, że obecny Internet nie jest tym samym Internetem, który znamy sprzed kilku lat. Nasilające się zjawisko cenzurowania treści i blokad fanpage’ów przez technologicznych gigantów sprawia, że pojawiają się coraz to nowe inicjatywy, które mają na celu strzec wolności w sieci. Jedną z nich jest projekt zdecentralizowanego Internetu (DWeb). O co w nim chodzi?
Spotkanie obrońców wolności w San Francisco
Na początku sierpnia świat IT obiegła informacja, że przedstawiciele Google spotkali się z chińskimi władzami w celu omówienia wypuszczenia specjalnej, ocenzurowanej wersji swojej przeglądarki, która miałaby pojawić się wyłącznie na chińskim rynku. Co istotne, gigant z Doliny Krzemowej nie potwierdził, ale i nie zaprzeczył tym rewelacjom. Ironią jest to, że mniej więcej w tym samym czasie, w dniach 31 lipca – 2 sierpnia, blisko 800 twórców stron internetowych, w tym twórca sieci World Wide Web, Tim Berners-Lee, spotkało się w San Francisco, aby dyskutować nad sposobami obejścia blokad stosowanych przez takich gigantów jak Facebook czy YouTube. Inicjatorem konferencji była organizacja Internet Archive, która wraz z grupą programistów pracuje nad stworzeniem zdecentralizowanego Internetu, zwanego DWeb.
Zdecentralizowany Internet, czyli co?
Główną ideą DWeb jest ochrona danych przed próbami ograniczenia dostępu do nich przez duże firmy internetowe. Jego zwolennicy chcą, aby nowa sieć działała bez polegania na scentralizowanych operatorach. Jej użytkownicy łączyliby się wówczas nawzajem bezpośrednio a zablokowanie strony z powodu cenzury byłoby niemożliwe. Według autorów projektu, rozwiązaniem jest przechowywanie danych w węzłach sieci, a nie na konkretnych serwerach. Dostarczanie danych do komputera użytkownika z różnych miejsc w sieci zmniejszyłoby ryzyko ich wycieku w wyniku ataków hakerskich a rządom utrudniłoby inwigilację obywateli. Skojarzenia tej idei z protokołem blockchain czy popularnymi torrentami są jak najbardziej uzasadnione.
Co na to przeciwnicy?
Choć pomysł zdecentralizowanego Internetu niewątpliwie ma wiele zalet, przeciwnicy podkreślają, że takie rozwiązanie stwarza zagrożenie szerzenia się w sieci niepożądanych treści, takich jak mowa nienawiści czy materiały z pornografią dziecięcą. Ta sama technologia może zatem chronić użytkowników DWeb przed centralną inwigilacją, ale jednocześnie stworzyć pole do działania przestępcom, których kontrola będzie utrudniona. Choć autorzy projektu odpierają zarzuty argumentując, że osoby umieszczające w sieci nielegalne treści już dziś stosują różne techniki szyfrowania, trudno obawom sceptyków nie przyznać słuszności.
W jakim kierunku rozwinie się idea DWeb i kiedy zdecentralizowany Internet stanie się dostępny? Z zainteresowaniem będziemy śledzić kolejne newsy.