Ostatni miesiąc nie był przyjemny dla Apple. Firmę z Cupertino czekają dwa dochodzenia antymonopolowe, których wyników zlekceważyć nie może – dotyczą bowiem dwóch najważniejszych rynków, amerykańskiego i europejskiego. W USA Sąd Najwyższy odrzucił argument, jakoby użytkownicy sklepu AppStore nie byli klientami Apple i dał zielone światło postępowaniu antytrustowemu. Po drugiej stronie oceanu Komisja Europejska przyjęła skargę Spotify i rozpocznie śledztwo, mające ustalić, czy czasem Apple nie wykorzystuje swojej monopolistycznej pozycji do promowania usługi Apple Music i dławienia konkurencji. Dopiero po kilku tygodniach Apple zdecydowało się publicznie zareagować. Na firmowych stronach firma z Cupertino opowiada, jak wspaniale żyje się użytkownikom i deweloperom iOS-a w złotej klatce, którą dla nich zbudowano.
Zobacz też: Apple przed Sądem Najwyższym USA w sprawie monopolu w App Store
Na stronie zatytułowanej App Store – Zasady i praktyki, możemy przeczytać m.in., że App Store jest bardziej dynamiczny i innowacyjny niż kiedykolwiek wcześniej, oferując deweloperom równe szanse dostarczania aplikacji i usług przez iPhone’a, iPada, Maca, Apple TV i Apple Watcha. Od momentu uruchomienia sklepu, Apple wypłaciło twórcom aplikacji z calego świata 120 miliardów dolarów, jest więc dumne ze sklepu, które zbudowało i sposobu, w jaki go zbudowało.
Odrzuciliśmy to dla dobra użytkowników
To samo w sobie jeszcze nie budzi zdziwienia, ot marketingowe slogany. Bardziej ciekawie robi się dalej, gdy Apple dotyka tak bolesnego dla wielu deweloperów tematu pracy zespołu ds. przeglądu aplikacji, który dziś reprezentuje 81 języków w trzech strefach czasowych. Zespół ten ciężko pracuje nad tym, aby mobilne aplikacje spełniały ścisłe wytyczne w kwestii prywatności, designu i stosowanych modeli biznesowych. To za sprawą pracy testerów Apple’a, ze stu tysięcy wydawanych aplikacji i ich aktualizacji zatwierdzanych jest 60%, a pozostałe zostają odrzucone głównie ze względu na drobne błędy lub obawy o naruszenie prywatności użytkowników. Jak ktoś się czuje odrzuceniem pokrzywdzony, to może się poskarżyć do Rady Recenzentów App Store – ona tygodniowo wykonuje tysiąc rozmów z deweloperami, pomagając im rozwiązać problemy, które doprowadziły do odrzucenia – twierdzi Apple.
Nie mogło zabraknąć odniesienia do szykującego się europejskiego postępowania antytrustowego, dotyczącego funkcjonowania klientów usług multimedialnych na platformie Apple’a. I tak dowiadujemy się z Zasad i praktyk, że w App Store znaleźć można różne rodzaje aplikacji, od całkowicie darmowych po płatne, a także wiele aplikacji darmowych, lecz z zakupami usług dodatkowych lub miesięcznymi abonamentami. Na czym polega różnica dla tych ostatnich?
Model biznesowy Apple zachęca do sprzedaży abonamentów poprzez App Store – wówczas firma z Cupertino zabiera sobie 30% uiszczonej przez użytkownika kwoty w pierwszym roku i 15% z kolejnych odnowień. Jeśli jednak producent aplikacji nie chce oddawać Apple takiej ilości pieniędzy, to może wydać ją jako „czytnik”. To właśnie do tej kategorii trafiły apki Amazona Kindle, Audible, Netflixa i Spotify. Apple podkreśla, że twórcy oprogramowania otrzymują cały dochód, jaki generują z przyprowadzenia klienta do aplikacji, wszystko po to, by użytkownicy mogli cieszyć się z dostępu do treści w tych aplikacjach na swoich urządzeniach Apple.
Albo płać nam, albo milcz o płatnościach
Tutaj jednak jest pies pogrzebany. Jeśli nie chcesz płacić za pośrednictwem App Store, firma z Cupertino zakazuje ci umieszania w mobilnym kliencie usługi nie tylko niezależnego systemu płatności, ale też nawet umieszczenia linku do informacji, w jaki sposób użytkownik mógłby za dostęp zapłacić. Zwolennicy Apple’a oczywiście bronią swojej ulubionej firmy, twierdząc, że to ich platforma, więc Apple może dowolnie ustalać warunki – ale obawiamy się, że Komisja Europejska może mieć na ten temat inne zdanie, szczególnie że to co Apple pokazuje tylko dowodzi, jak bardzo monopolistyczną pozycję sprawuje.
Nie zdając sobie chyba do końca sprawy z tego co robi, Apple zdecydowało się otóż pokazać, jak bardzo otwarta i konkurencyjna jest jego platforma sprzedażowa. Zestawia wbudowane w iOS-a aplikacje z popularnymi aplikacjami firm trzecich, które są dostępne w App Store, by pokazać, że na wszystko są alternatywy.
I tak oto dla Apple Music konkurencją jest Amazon Music, Pandora, Spotify i YouTube Music. Dla Map jako konkurencję przedstawiono Citymappera, Google Maps, Maps.me i Waze. Dla mobilnego Safari konkurencją ma być DuckDuckGo, Firefox, Google Chrome i Microsoft Edge. Wśród komunikatorów znajdziemy np. Messengera, Slacka, Snapchata i Vibera. Chyba wystarczy… choć przykładów jest dość na każdą kategorię.
Namiastki konkurencji
Nigdzie Apple bowiem nie wspomina, że to nie jest Android. Tu żadna z tych „konkurencyjnych” aplikacji nie może być wybrana jako domyślna aplikacja do słuchania muzyki, obsługi map czy przeglądania internetu. Nie wspomina też, że konkurencyjne przeglądarki to tylko ersatz, namiastka rzeczywistych przeglądarek znanych pod tymi nazwami – polityka App Store zakazuje bowiem wykorzystania własnych silników renderujących. Firefox, Chrome i Edge dla iOS-a to zwykłe nakładki na na wbudowany w system silnik WebKit Apple’a. Nie inaczej jest z aplikacjami, które pozwalają użytkownikom na zbyt wiele, wystarczy zobaczyć, jak bardzo wykastrowany jest komunikator Telegram na iOS-a, na żądanie Apple blokujący użytkownikom dostęp do niesłusznych treści.
Zobacz też: Jeśli pisać aplikacje, to na iOS-a. Programiści zarobili w App Store 120 mld dolarów
Nie szkodzi, w App Store są przecież same najlepsze aplikacje. A jeśli komuś się te ograniczenia nie podobają, to może zrobić przecież aplikację webową w otwartym internecie, która uruchomiona będzie w Safari – tak jak robi to Netflix i Instagram. Jeśli zaś komuś w ogóle się polityka Apple nie podoba, to może przecież robić oprogramowanie na inne platformy, np. smart TV czy konsole do gier.
Innymi słowy, Apple daje do zrozumienia, że nikt nie jest zmuszony do korzystania z iOS-a i AppStore. I w pewnym sensie ma rację, zawsze można wydać aplikację tylko na Androida. Jednak zazwyczaj jest to strzelenie sobie w stopę, poniewać nawet jeśli na innych platformach ma się więcej użytkowników, to zwykle to na iOS-ie się zarabia najwięcej, posiadacze iPhone’ów chętniej płacą za oprogramowanie i treści. Biznesowo zatem firmy produkujące oprogramowanie są zmuszone do obecności na iOS-ie – zaniechanie tego byłoby niedopatrzeniem ich obowiązków wobec inwestorów.
Pozostaje nam czekać na tłumaczenia Apple przed organami antymonopolowymi Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej.