Oskarżenia o szpiegostwo wobec producentów sprzętu i oprogramowania stały się już niestety codziennością. I byłoby to nawet całkiem pożyteczne dla końcowych użytkowników, gdyby oskarżyciele powoływali się na techniczne dowody, nie zaś na interes polityczny. Przekonał się o tym Jewgienij Kaspersky, założyciel Kaspersky Lab, czołowy producenta oprogramowania antywirusowego. Według niego jest tylko jeden skuteczny sposób radzenia sobie z tego rodzaju praktykami władz.
To właśnie oprogramowanie Kaspersky Lab było jedną z pierwszych ofiar trendu, który dziś niestety na dobre rozgościł się na styku świata IT i polityki międzynarodowej. W 2017 roku rozwijane między innymi w Rosji oprogramowanie zostało całkowicie zakazane w amerykańskiej administracji. W czerwcu zeszłego roku podobną decyzję podjął Parlament Europejski, określając przy tym antywirusy Kaspersky’ego jako „szkodliwe”, co zresztą miało zostać „potwierdzone”. Żadnych dowodów oczywiście publika nie uświadczyła.
Ostatni ciekawy zwrot w tej sprawie miał miejsce raptem w zeszłym tygodniu za sprawą interpelacji belgijskiego eurodeputowanego Gerolfa Annemansa. Pytanie dotyczyło wspomnianych dowodów na „szkodliwość” oprogramowania Kaspersky’ego, na mocy których antywirusy nakazano usunąć z komputerów europejskiej administracji. W odpowiedzi Komisja Europejska poinformowała, że „nie posiada żadnych dowodów odnoszący się do potencjalnych problemów związanych z używaniem produktów Kaspersky Lab”.
Zobacz też: Kaspersky: 70% wszystkich ataków wymierzonych jest w pakiet Office
Oczywiście szkody zostały już poczynione, a sam Jewgienij Kaspersky stracił zapewne sporo pieniędzy. W ostatnim czasie na łamach ZDNet ukazał się interesujący wywiad z założycielem Kaspersky Lab, w którym podsumowuje on swoje doświadczenia. Jego zdaniem jedynym sposobem na wyjście obronną ręką z oskarżeń, z jakimi boryka się Kaspersky, Huawei czy ZTE, to udostępnianie na żądanie władz kodów źródłowych oprogramowania, umożliwienie przeprowadzenia im samodzielnie audytu bezpieczeństwa.
Według Kaspersky’ego, producenci sprzętu i oprogramowania powinni uruchamiać „centra transparentności” – jednostki, które umożliwiałyby rządom, ale także prywatnym organizacjom wgląd do kodu źródłowego programów. Oczywiście dla Kaspersky’ego narracja o transparentności i Open Source na żądanie to element reklamy – firma w ostatnim czasie otworzyła podobne centrum po przeniesieniu swojej siedziby z Moskwy do Zurychu.
Zobacz też: Bruce Schneier uważa, że już czas, by prawodawstwem zajęły się osoby techniczne
Widać tu zatem nie tylko chęć otwierania się, ale także próby derusyfikacji popularnego antywirusa. Warto jednak przypomnieć, że już w 2017 roku Kaspersky oferował Amerykanom dostęp do kodów źródłowych, podobnie jak dziś Huawei oferuje władzom dostęp do swoich. Rezultaty? Znikome. Rządy zwyczajnie nie wykazują zainteresowania upewnianiem się w swoich osądach, co niestety potwierdza, że ich decyzje podyktowane są przede wszystkim poltyką, a nie troską o cyberbezpieczeństwo czy prywatność obywateli.