Nie cichną echa zmian, jakie Google zdecydowało prowadzić się w działaniu sklepu Google Play. W celu zwiększenia bezpieczeństwa Androida wprowadzono surowe obostrzenia w dostępach do najwrażliwszych uprawnień. Niestety, skutki dla wielu wartościowych aplikacji były opłakane. Deweloperzy zgłaszali między innymi, że muszą wycinać z aplikacji konkretne, nierzadko kluczowe, funkcje, inaczej Google grozi usunięciem programów z oficjalnego sklepu.
Czas przyznać, że system uprawnień na Androidzie nie spełnił zakładanej dla niego roli. Nie dlatego, że zawierał on jakieś błędy czy nie był przemyślany. Problemem była i jest niefrasobliwość użytkowników, którzy bezrefleksyjnie przydzielają aplikacjom dowolne uprawnienia. Na refleksję nad tym, do czego potrzebne są np. konwerterowi walut uprawnienia do przeglądania zasobów skrzynki SMS-owej, nie było czasu.
W rezultacie Google postanowiło wziąć sprawy w swoje ręce i rozwiązała ten węzeł gordyjski w sposób godny Aleksandra Wielkiego. Zdecydowano, że wszystkie aplikacje żądające dostępu między innymi do skrzynki SMS-owej i aplikacji telefonu zostaną usunięte z Google Play. Twórcy aplikacji, które faktycznie potrzebują do działania wymienionych uprawnień, muszą składać stosowne wnioski, w których muszą dowieść swojej uczciwości i dobrych intencji.
Zobacz też: Rewolucja w uprawnieniach na Androidzie trwa, Google psuje kolejne aplikacje
Jak nietrudno się domyślić, ofiar nowego porządku jest wiele – od niezależnych twórców niewielkich nagrywarek rozmów po największych graczy, jak np. BlackBerry. Reddit kipiał od oburzenia androidowych deweloperów – przeciętny użytkownik nie ma najbledszego pojęcia o praktykach Google i winą za usunięte funkcje ulubionych aplikacji obarcza samych programistów. Tym zaś pozostaje tylko analizować wykresy ilustrujące kilkukrotne wzrosty liczby odinstalowań.
Wygląda jednak na to, że Google poniewczasie przejrzało na oczy. Na blogu deweloperskim Androida ogłoszono, że w mechanizmie ubiegania się o uprawnienia zajdą zmiany. Nie oznacza to jednak ustępstw, choć Google trafnie diagnozuje swoje pomyłki. Pod uwagę zostały wzięte wszystkie najpoważniejsze zarzuty twórców aplikacji: niejasności w formularzu, długi czas oczekiwania na reakcję Google oraz nadmiernie zautomatyzowaną pomoc techniczną.
Zobacz też: Czystki w Google Play – jak ochronić przed nimi swoje aplikacje?
W planach jest usprawnienie tych trzech aspektów. Po pierwsze, komunikacja w sprawie odrzuconych wniosków ma być odtąd bardziej szczegółowa i zawierać konkretne zalecenia co do dostosowywania aplikacji do nowych wymogów. Po drugie, we wszystkich wiadomościach znajdować się będzie szczegółowa instrukcja apelowania o ponowne rozpatrzenie wniosków. Po trzecie, do pracy w obsłudze technicznej Google Play zostanie przeznaczonych więcej osób, które zastąpią boty i generatory maili.
Google zapowiada także ponowne rozpatrzenie zawieszeń kont, które miały konsekwentnie naruszać regulamin. „Podczas gdy 99%+ decyzji o zawieszeniu jest słusznych, jesteśmy także bardzo wrażliwi na kwestię konsekwencji błędnych zawieszeń kont” – pisze Google w oficjalnym komunikacie, co należy traktować jako potwierdzenie, że do blokad kont uczciwych deweloperów dochodzi i nie są to przypadki odosobnione.
Zobacz też: Monopolista gorszy od Microsoftu? Firefox przez całe lata ofiarą sabotażu Google
Można mieć nadzieję, że korporacja odrobiła zadanie domowe w kwestii wsłuchania się w głos społeczności programistów i zapowiada konkretne kroki. Nie ma tu jednak mowy o zmianie frontu. Rewolucja w Google Play nadal podąża w ustalonym wcześniej kierunku, z którego Google nie chce zawrócić. Czy reakcja na najczęściej wytykane błędy uspokoi twórców androidowych aplikacji? Być może, jednak nieodwracalne szkody – odinstalowania, niskie oceny i krytyczne komentarze w oficjalnym sklepie – zostały już poczynione.