Czy epidemia Covid-19 zmieniła podejście ludzi do aplikacji? Czy zwiększona ilość pracy zdalnej i przesiadywanie przed komputerem spowodowały niechęć do ekranów i aplikacji? Jak będzie wyglądał rynek rozwoju oprogramowania w epoce postpandemicznej?
Aplikacje, aplikacje wszędzie
Jak powiedziała kiedyś Satya Nadella z Microsoft, COVID-19 przeprowadził 2 lata transformacji technologicznej w 2 miesiące. Trudno się z tym nie zgodzić, kiedy popatrzy się na wprowadzenie nauczania zdalnego w polskich szkołach, praktycznie nieobecnego do 2020 roku. I chociażby na tym przykładzie widać też, że taka rewolucja informatyczna nie zawsze się udała.
Nie zmienia to jednak faktu, że cała gama aktywności z powodzeniem do tej pory wykonywanych „w realu” przeniosła się do sieci. Warunkiem jest tylko dostarczenie klientowi czy pracownikowi zestawu odpowiednich narzędzi – aplikacji.
To aplikacje do pracy zdalnej sprawiły, że możliwe było utrzymanie działalności biur, przeniesionych teraz do domów pracowników. Przedsiębiorstwa zaoszczędziły dzięki temu oprogramowaniu ogromne pieniądze, których nie musiały wydatkować na przykład na rozszerzenie zajmowanej przestrzeni biurowej w związku z nakazem utrzymywania określonych odległości między pracownikami. O zwiększeniu wydajności czy wynikających z tego oszczędnościach na zatrudnianiu nowych pracowników nawet chyba nie trzeba wspominać.
Ale czy wskutek ciągłego ślęczenia nad klawiaturą ludzie nie mają dość wszelkiej maści aplikacji? Wydaje się, że – wbrew pozorom – nie. Co więcej, wydaje się, że rynek programistyczny czeka dopiero prawdziwy rozkwit.
Perspektywy dla rynku
Według raportu Enterprise Mobility Exchange, 65% przedsiębiorstw wydało w ostatnim czasie od zera do pięciu aplikacji. Tylko 11% z nich wyprodukowało więcej niż 20 programów. Zresztą zastanówmy się sami: jak często widzimy poinstalowane wiekowe projekty, nadal używane? Które nie zostały zmienione od czasu ich pierwszej wersji? Badanie wskazywało na fakt, że nawet duże przedsiębiorstwa używają niekiedy nieprawdopodobnie małej ilości softu. Na przykład organizacja z kilkuset tysiącami pracowników potrafi korzystać z zaledwie 40 różnych aplikacji. Outlook do poczty, Zoom do komunikacji, Concur do podróży służbowych, trochę oprogramowania specyficznego dla danej branży i to wszystko – tak wbrew pozorom nierzadko wygląda software’owe zaplecze nawet całkiem sporych firm.
Nie oznacza to, że tzw. COTS (commercial-off-the-shelf – aplikacje komercyjne z półki) są czymś złym. Przeciwnie, dzięki takiemu MS Teams udało się utrzymać „w kupie” niejeden zespół, który nie mógł się spotkać razem z powodu sanitarnych ograniczeń. Ale wydaje się, że apetyt rośnie w trakcie jedzenia i coraz większe pożądanie wśród pracowników dla pracy zdalnej spowoduje eksplozję produkcji nowego software’u. Praca zdalna dotarła do wielu branż, w których wcześniej nie była obecna, ba – które nawet potrafiły opierać się do tej pory cyfrowej rewolucji rozumianej jako tak zaawansowane operacje jak przejście od harmonogramu czasu pracy w formie papierowego zeszytu do skoroszytu w Excelu.
Szukanie niezagospodarowanej ziemii
I tu zdaje się pojawiać powoli nowa nisza dla deweloperów. Wydaje się, że powoli tworzy się rynek na nowe narzędzia do pracy zdalnej. Ale uwaga: tu nie chodzi o setki kolejnych aplikacji do zarządzania czasem pracy, wymiany plików czy prowadzenia rozmów wideo. Ludzie wydają się być spragnieni mniejszej ilości oprogramowania, które jednak będzie wielofunkcyjne i sprawi, że czas pracy w domu będzie jeszcze efektywniejszy.
Takie podejście do tematu pozwoli obniżyć koszty szkoleń pracowników do pracy zdalnej i umożliwi zmniejszenie kosztów zapewnienia współpracy pomiędzy aplikacjami wyprodukowanymi przez różne firmy. Dlatego zastąpienie wspomnianego arkusza Excela przez API, z którego będą korzystały systemy klientów i pracowników, wydaje się być następnym krokiem w rozwoju takiego oprogramowania.
To pociągnie za sobą zmianę samej definicji aplikacji. Już dziś zresztą trudno nazwać niektóre kawałki kodu, które odpowiadają za działanie i współdziałanie inteligentnych zegarków, okularów do rzeczywistości rozszerzonej czy wynalazków w rodzaju asystenta Alexa albo Microsoft Surface Hub. A co z komunikacją między samymi komputerami, Internetem rzeczy czy uczeniem maszynowym?
Trudno czuć się zmęczonym aplikacją jeżeli finalnie użytkownik końcowy czuje, że ułatwia mu ona życie.