Google może zrezygnowało ze swojej oficjalnej usługi społecznościowej Google+, ale tak naprawdę nigdy nie porzuciło kryjących się za nią ambicji.
Google od jakiegoś czasu wkracza do świata portali społecznościowych
Najwyraźniej teraz robi to w mniej wzniosły, może bardziej bardziej fragmentaryczny sposób niż to, co widzieliśmy w przeszłości czyli w porównaniu do usługi Google+. Przypomnijmy: Google oficjalnie wyłączyło usługę Google+ wiosną 2019 roku. W tamtym czasie wydawało się to końcem społecznych ambicji Google. Ale staje się coraz bardziej jasne, że tak się nie stało.
Google+ został stworzony jako bezpośrednia odpowiedź na zagrożenie ze strony Facebooka i ludzi spędzających coraz więcej czasu online w jego zamkniętym ekosystemie. Jak ujął to autor Steven Levy w swojej książce „In the Plex” z 2011 roku:
Tamtego marca [w 2010 r.] [Dyrektor Google] Urs Hölzle podniósł alarm, który był odpowiednikiem legendarnej wiadomości Billa Gatesa z 1995 roku „Internet Sea Change” skierowanej do pracowników Microsoft. Tak jak wtedy Internet stawał się problemem dla Microsoftu, tak w 2010 roku rewolucja ukierunkowana na Internet bardziej zorientowany na ludzi (media społecznościowe) stawała się problemem dla Google. Hölzle powiedział, że wyzwanie to wymaga zdecydowanej i merytorycznej reakcji.
Internet był coraz bardziej zorganizowany wokół ludzi i Google dążyło do radykalnego rozszerzenia zakresu działań w celu stworzenia centrum personalizacji i aktywności społecznej. Singhal – jeden z inżynierów wyszukiwarki Google - wierzył, że Facebook nie tylko jest liderem w tej dziedzinie, ale, co gorsza, buduje alternatywny Internet z samym sobą w centrum.
I tak narodził się Google+
Ale co widzimy teraz? Tak tak: systemy Google zaprojektowane, aby zachęcić Cię do pozostania w swoim własnym ekosystemie, gdy chcesz się czymś udostępnić, zamiast instynktownie przeskakiwać do bardziej tradycyjnej usługi społecznościowej. Tak naprawdę działo się to na pewnym poziomie już od jakiegoś czasu, ale teraz jest to chyba szczególnie widoczne odkąd Google dodało pełnoprawny strumień społecznościowy w aplikacjach Mapy na Androida i iOS.
Kanał pokazuje najnowsze recenzje, zdjęcia i posty dodane do Map Google przez lokalnych użytkowników i osoby, które obserwujesz, a także sprzedawców żywności czy napojów, a także innych przedsiębiorców. Krótko mówiąc: gromadzi pomocne informacje lokalne i dostosowuje je do wybranych przez Ciebie zainteresowań.
Hmm... dlaczego to brzmi tak znajomo? Ponieważ jest to zasadniczo sieć społecznościowa - tylko mniejsza, ukierunkowana na taki cel, która udaje zwykłą funkcję aplikacji.
Na Mapach „uspołecznianie” Google się nie kończy
Ale to tylko jedna mała nisza, prawda? Może - ale potem zaczynasz myśleć dalej i zdajesz sobie sprawę, że Google po cichu dodaje podobne elementy społecznościowe również do innych obszarów. Na przykład, gdy chcesz udostępnić komuś zdjęcia lub filmy, nie musisz publikować ich w żadnym serwisie społecznościowym lub komunikatorze, z którego zwykle korzystasz; zamiast tego możesz po prostu udostępnić je bezpośrednio dowolnej liczbie innych osób w ramach „trwającej prywatnej rozmowy” w aplikacji Zdjęcia Google. Ba, możesz nawet polubić lub skomentować rzeczy, które udostępniają inni ludzie.
Sprawdź oferty pracy na TeamQuest
To samo można powiedzieć o nowej wersji Google Pay ogłoszonej kilka tygodni temu - aplikacji, która jest teraz „zaprojektowana z myślą o Twoich relacjach z ludźmi i firmami”, jak wyjaśnia Google. W związku z tym nowa aplikacja Pay umożliwia komunikowanie się z osobami, grupami, a nawet firmami w sprawach związanych z pieniędzmi.
Nie zapominajmy też o Google Currents - nie o epizodycznej aplikacji wiadomości na Androida z 2011 roku, ale o przerobionej wersji starej platformy G+, która jest teraz pozycjonowana jako narzędzie komunikacji korporacyjnej związanej z Workspace.
W Google+ przede wszystkim chodziło o utrzymanie Twojej aktywności społecznościowej i komunikacyjnej w Google i poza zamkniętym ekosystemem. Sam Google+ mógł się nie udać, ale Google powoli i subtelnie odbudowuje go, w pewnym sensie, na naszych oczach.