Pomimo wszystkich zapewnień o zaangażowaniu w ochronę prywatności użytkowników, Microsoft pozostaje Microsoftem, a niekiedy freudowskiej wręcz natury pomyłki ujawniają zaangażowanie w zainteresowanie tym, co prywatność miałaby skrywać. Tak się stało 5 lutego tego roku, kiedy to wbudowana w Windows 10 lokalna wyszukiwarka po prostu przestała działać, wyświetlając zamiast wyników wyszukiwania czarny pasek. Szczęśliwie Microsoft wydał szybko poprawkę, nieopatrznie jednak zwalając winę na jednego z niezależnych operatorów sieci.
Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie zadający głupie pytania użytkownicy. Na Slashdocie niejaki TWX zapytał: „dlaczego to wyszukiwanie na moim komputerze musi łączyć się z serwerami Microsoftu?” Próby wyjaśnienia, że ma to coś wspólnego z Cortaną nie okazały się zbyt sensowne – użytkownik zapewnił, że wyłączył wszystkie możliwe uprawnienia cyfrowej asystentki Microsoftu. Przy okazji wielu innych użytkowników zaczęło donosić, że wydana łatka też nie działa tak jak powinna i z wyszukiwaniem są problemy.
Zaczęło się od dyskusji użytkowników, doszło do wpisów na blogach i artykułów w mediach IT. Na łamach Computerworlda Woody Leonard ironicznie napisał – „jeśli wierzysz, że wczorajsza ogólnoświatowa awaria wyszukiwarki Windowsa 10 miała coś wspólnego ze złym dostawcą sieci, to mam dla ciebie most do sprzedania”.
Zobacz też: Windows 10 zaczął pokazywać reklamy zniechęcające do korzystania z Firefoksa
Z kolei na łamach Engadget Richard Lawler opisał próby użytkowników Windowsa 10, którzy modyfikując Rejestr próbują w jakiś sposób odłączyć lokalne wyszukiwanie od serwerów Microsoftu. Jak stwierdził, trudno im się dziwić, szczególnie po tak niedorzecznym wyjaśnieniu. Wreszcie zaś na łamach bloga AskWoody, Susan Bradley opublikowała list otwarty do nowego szefa Windowsa, Panosa Panaya, w którym przypomniała o niedawnych próbach niepytanego podmieniania użytkownikom Office365 domyślnych ustawień wyszukiwarki w przeglądarce, poruszyła kwestie zaufania i wezwała do większej przejrzystości procesu aktualizacji oprogramowania. Na koniec zaś przypomniała bajkę o pajacyku Pinokio, któremu jak wiadomo od kłamstwa rósł nos. Microsoft ma na jej obrazku bardzo długi nos.
Nie wystarczy publikować broszury na temat tego, jak usługi w chmurze zapewniają prywatność i bezpieczeństwo. Wasza firma musi zdobyć nasze zaufanie do waszych działań. Wasza firma nie może wrócić do zachowania dręczyciela oprogramowania. Microsofcie, pamiętaj, że nie tak dawno temu musiałeś płacić kary i grzywny za działania monopolistyczne. Nie rób tego więcej – wezwała pani Bradley.
W obronie Microsoftu można zapewne powiedzieć, że firma chciała zunifikować doświadczenie przeglądania, łącząc ze sobą Windows, Binga i Office 365. Problem jednak jest taki, że znaczna część użytkowników może nie chcieć takiej unifikacji, więc wprowadzanie bez ich wiedzy wątpliwych mechanizmów poprzez uaktualnienia systemu nie może zostać w żaden sposób usprawiedliwione. A jeśli po tym wszystkim Microsoft wydaje w pospiechu łatkę, która wcale nie naprawia problemu, to do zarzutu o brak przejrzystości można dodać jeszcze jeden – zarzut nieudolności.
Odcinamy wyszukiwarkę Windowsa od Microsoftu
Póki co jedynym sprawdzonym rozwiązaniem jest to, które niedawno opublikowano na Reddicie. Wiąże się ono z ingerencją w Rejestr systemu.
Po uruchomieniu Regedit.exe, należy znaleźć w gałęzi
HKEY_CURRENT_USER\SOFTWARE\Microsoft\Windows\CurrentVersion\Search
właściwość BingSearchEnabled. Jeśli jej nie ma, należy ją stworzyć, klikając prawym przyciskiem myszy i w menu kontekstowym wybierając jako typ Nowe 32-bitowe DWORD, o nazwie BingSearchEnabled. Następnie należy otworzyć tę właściwość i ustawić jej wartość na 0. Tak samo należy poszukać właściwości CortanaConsent – a jeśli jej nie ma, stworzyć ją opisaną powyżej metodą. Jej wartość również należy ustawić na 0. Całą operację kończymy (a jakże) zrestartowaniem komputera.